26.12.2013

całkiem przyjemnie

Już od pierwszego dnia w domu odechciało mi się świąt. Za dużo roboty. Za dużo wszystkiego.

Jednak jak do tej pory nie mogę narzekać.
Móc zawsze można, a ja nie chcę. A jest kilka rzeczy i nie rzeczy do radości:
- pierogi od H. podbijają moje podniebienie (a jeszcze została jedna porcja)
- Tacie złożyłam spoko życzenia
- dostałam 1kg orzechów laskowych i najlepsze grejpfruty pod słońcem
- uśmiałam się u Grzyba
- na pasterce nie zabrakło orkiestry dętej pod batutą tego błazna, jak również Blastera (może to jakaś mała tradycja, że się widzimy w ten dzień)
- wizyta Superwujka (oczywiście z pustymi rękami nie przyjechał i dostałam moją ulubioną norweską czekoladę w ciekawym wariancie)
- Wybranek mego serca ucieszył się z prezentu
- trochę świętego spokoju
- wieczór z Hobbitem

Czyli całkiem przyjemnie.



16.12.2013

Pizza albo życie

Matka Natura jest kochana dając Ziemi mandarynki!

Przez 3 tygodnie poprzestawiał mi się czas. Żyłam sobie z myślą, że jest o jeden dzień do przodu. I tak każdego dnia. Dalej nie wiem czy ten stan nie wróci. Komplikujące.

Cieszę się, że już niedługo święta. Chyba pierwszy raz w życiu. Dalej uważam łamanie się opłatkiem za kompletny absurd. "Zdrowia szczęścia i pomyślności", bo nic innego człowiek nie wysili. Równie dobrze można by powiedzieć: blablablablabla i jeszcze bla. Ale mimo to cieszę się. Będą moje ulubione pierożki od H., żywa choinka, pasterka z orkiestrą dętą pod batutą tego błazna, może jakieś kino. Chyba będzie przyjemnie. Na pewno nie obejdzie się bez ojcowych "umilaczy", ale cóż poradzisz, jak nic nie poradzisz? Jest jaki jest i muszę się uzbroić w ogromną cierpliwość. Chyba też nie mogę się doczekać, bo czeka mnie 2 tygodniowa przerwa. W każdym razie już chcę piątek po południu.

Z cyklu Dżaga poleca: Polecam Spadkobierców.

17.11.2013

Wróciły mandarynki !

Tak, kocham mandarynki. Od maluśkiego.
 
Jakie życie jest prostsze, gdy go się zrozumie. A ja dostrzegłam to rozwiązując zadanie przygotowując się do kolokwium. Kocham Transport Ciepła i Masy.

Oglądałam ostatnio Wojewódzkiego z Kozakiewiczem. Tak bardzo spodobała mi się jego postać! Czytam teraz jego książkę pt: "Nie mówcie mi jak mam żyć". Nie skończyłam jeszcze, ale już trafiłam na momenty wzruszeń i śmiechu. Szczególnie śmiechu, bo rzadko mi się zdarza śmiać w głos coś oglądając lub czytając, a tu często. Polecam. Geniusz.

Babcia Z. jest okropna. Wróciła ze szpitala, nie stosuje się do zaleceń lekarza. Czy ona myśli, że już jest wszystko dobrze i nie utną jej nogi?! Szlag by to. Gorzej niż dziecko. 

14.11.2013

tiger to chyba Kubuś

Nie przypadły mi do gusty bluzy, bluzki i inne ubrania z motywem tygrysa, ponieważ kojarzą mi się z Rocky'm Balboa'om i filmową piosenką "eye of the tiger", której krótko mówiąc nienawidzę.
Wczoraj taką kupiłam.
I stało to się całkiem przypadkiem, bo bardzo mi się spodobała (bez wiedzy, że jest "tigerowata"). Już miałam jej nie brać, ale pół-miła pani ekspedientka powiedziała, że jest na nią promocja. Przymierzyłam jeszcze raz i się zdecydowałam, że biorę. Patrzę, a tu tiger! I szczerze mówiąc jest cudna.

Z Babcią Z. już lepiej. Tak strasznie się o nią martwiłam. Wiedział o tym tylko i wyłącznie Wybranek mego serca. Może Mama się domyślała. Okropny ogarniał mnie strach. Wierzyłam, że wszystko będzie dobrze i tak się dzieje. I dalej wierzę, że będzie wszystko dobrze. Po pierwszej operacji Babcia już odstawiła swój koncert życzeń i dała powody do śmiechu. Była sobą. I jak może być źle? Weszła do windy, twierdzi, że nie pali i odstawia swoje komedie. Oczywiście, że wszystko będzie dobrze.

Kubuś - pies - dał mi i Mamie popalić. Stwierdziłyśmy, że się nim zaopiekujemy na te 3 dni co byłam w domu. Odstawił całonocny występ skomlenia. Z tęsknoty, przez nowe miejsce, a może i już ze starości. Spałyśmy razem (bo mój pokój był zajęty przez Babcię D.). Nie, właśnie o to chodzi, że nie spałyśmy. I jeszcze głupie śmiałyśmy się, że nie możemy przez niego spać. W drugą noc Mama się bardzo już na niego wkurzyła i strzeliła mu w dupę (przez całe życie od niej nie dostał, czyli musiał ją ostro wkurzyć). I się uspokoił. Staruszek. Potyka się o wszystko, głuchy, ślepy, szczerbaty. Dobrze, że jeszcze nie wyłysiał. 

5.11.2013

wszystkiego po trochu

Lubię Wszystkich Świętych. Uspokajam się wtedy i wyciszam. Magia śmierci, szczególnie nocą.

Nie mogę się pogodzić z tym, że ludzie zostają osądzeni przez wymiar sprawiedliwości, który tak na prawdę gówno wie o sprawie. Z kilku suchych faktów wydaje wyrok. Wyrok dla osoby, która zasypiając i kładąc się o tym myśli i będzie myśleć do ostatniej sekundy swojego życia. Kurwa.

Ostatnio miałam Zły Sen. Nie koszmar, Zły Sen. Pierwszy raz w życiu.
Już wiem czym jest. Uderzył w to czego najbardziej się boję, był bardzo realny i nie mogłam go kontrolować jak inne koszmary.
Obudziłam się w trwodze, płaczu i strachu. Okropnym strachu. Jednak był i ukoił moje przerażenie. Przez sen poczuł, że coś jest nie tak i odgonił moje lęki. To było cudowne. Dziękuję.

Zmartwiłam się, bo Kubuś znowu zginął. Ale już jest. Na szczęście tym razem nie było go chwilę. Jednak martwienie się o Babcię Z. nie przechodzi. Nie jest z nią za wesoło. Niepokoję się o nią. Jednak jestem dobrej myśli, że wszystko będzie dobrze (szczególnie, że pierwszy raz w życiu weszła do windy). Muszę w to wierzyć, żeby Wszechświat o tym wiedział.

Ostatnio spotkałam na swojej drodze dwie absurdalne rzeczy:
1 - książka pt: "ABC sosnowieckich Żydów"
2 - 999zł za granata (owoc)

28.10.2013

Minionki najlesze ever!

Studia, studia, studia. Na szczęście już w środę jadę do domu. Cieszę się. Czasem mam tak, że tęsknię.

Zapomniałam napisać, że po pijanych misiach następnego dnia wszystko było ever. Najlepszy cheeseburger ever, najlepsze frytki ever, najlepsza fanta ever i cola najlepsza ever. I nawet pan kierowca z busa był ever, bo zatrzymał się pod szpitalem. Po prostu poranek pełny szczęścia i najlepszych rzeczy ever.

Polecam Minionki Rozrabiają! Genialna bajka. Ja się w niej zakochałam. A szczególnie w Minionkach. 


To z jedynki, ale też świetne.

21.10.2013

pijane misie gwoździem do bani

Pijane misie super pod względem uczuć po, ale w smaku - okropne! Chyba, że mi wyszły za bardzo spirytusowe.

Ostatnio zaginął Kubuś - piesek Babci Z. Zmartwiłam się strasznie, szczególnie o Babcię. Jego zniknięcie spowodowało ogromny strach o nią. Jak się znalazł ten stary pryk to poczułam ulgę w sercu i że wszystko będzie dobrze. 
A propos Babci Z. to już spoko. Chyba obie musiałyśmy to przeczekać, bo już po "cześć" wiedziałam, że jest w porządku. Cieszę się. Uspokoiłam swego ducha.

Szafa po moich wielkich udrękach w końcu jest cała. Czekałam na to ponad 6 tygodni. W XXI wieku! Wszechświat zrobił sobie ze mnie jaja. 
Już poukładałam większość rzeczy. Jeszcze doszlifowanie. Mam nadzieję, że to wszystko wyjdzie tak jak sobie zaplanowałam. Mam straszne wyrzuty sumienia, że zostawiłam Mamę z bałaganem (z mniejszym niż był, ale jednak). Było mi naprawdę z tym beznadziejnie. Chyba mnie dobrze wychowała. 
Hit sprzątania to: MLECZNE ZĘBY.



"Dżaga, oblałaś mi skarpetkę, kurwa, nic się nie stało" - Sz.

15.10.2013

zdechło google. to chyba koniec świata

Cały wrzesień darłam koty z Mamą, a teraz tak za nią tęsknie! Nie widziałam jej tylko półtorej tygodnia, a tak mi się ckni...  Wyściskałabym ją. Szczególnie, że ostatnio do mnie zadzwoniła i się popłakała. Zmartwiłam się, bo to kompletnie nie w jej stylu.

Postanowiłam się pogodzić z Babcią Z. Ma ona swoje lata i nie wiadomo co może ją spotkać zwłaszcza, że ma chorą nogę. Nie chcę myśleć o najgorszym, ale jeśli to by było niewesoło. Szczególnie, że bardzo ją kocham. Czy miłość nie powinna wygrać tej wojny? A z drugiej strony już tęsknię. Mimo, że bolą mnie jej chore poczynania, w końcu ile można się gniewać? Trzeba pozbierać odwagę, a dumę kopnąć w dupę i iść. Tak po prostu.

Półtorej tygodnia temu pobalowałam w Krk. Grzyb ma zajebistego kota. Naelektryzowaną kulkę sierści. Prze kochany.
A co do kotów to do Stasi znowu przypałętał się następny. Chyba kotka. Młoda. Strasznie wściekła, ale to chyba ze strachu.

Wybranek mego serca podbił ostatnio po raz kolejny moje serce propozycją zrobienia pijanych misiów. 
Niewiele potrzeba mi do szczęścia.



1.10.2013

ble. ble. ble.

Przedostatni dzień września był dopełnieniem całego paskudnego miesiąca przepełnionego nerwami i smutkiem. Bardzo, bardzo kiepski humor. Jakoś się trzymałam przez kilka tygodni, ale w niedzielę upadłam. 

Z drugiej strony nie mogę powiedzieć, że wszystko było do bani. Znalazłam polski raj, spędziłam całkiem przyjemnie dni mego jakże nierozwijającego, bez perspektyw miasta, odbyłam praktyki. Spacerki po lesie na ulubionym grzybobraniu, grałam w tabu, po raz pierwszy jadłam przepyszną jajecznicę z rydzami. 
Jak zawsze radość z małych rzeczy.

Październik będzie lepszy. Na początek kupiłam sobie wiśniowe gumiaczki, a to dobry znak. 
A z resztą już jutro zaczynają się zajęcia i wszystko wróci do normy.


Przedstawiam Tadzika Bąbla, który nigdy nie będzie mój...
bo kot musi chodzić swoimi ścieżkami.

25.09.2013

Czy kot może żyć na walizkach?

Bąbel jest malutki, rudy i grubiutki, a ja mam ogromną ochotę go przygarnąć. Tak bardzo chciałabym mieć kociego przyjaciela. Niestety kot nie może żyć tak jak ja na walizkach, a na dodatek na piętrze bez dostępu do swobodnego chodzenia swoimi ścieżkami.
To nie pierwszy kot, któremu chcę dać dom. Po pierwsze Stasia zawsze ma jakieś kociaki, bo kotka to niezła ladacznica. A po drugie mama Blastera też ostatnio chciała mi jednego podarować. I to z jakim ogromnym komplementem! Powiedziała, że szuka im dobrego domu i żebym dostrzegła, że to właśnie mi proponuje kociaka. Nie powiem, ucieszyło mnie to. Po trzecie w tam tym roku znalazłam Fajka. Co prawda dom też mu znalazłam, ale mogłam go wtedy przygarnąć. Niestety zaginął bez śladu.

Od ponad miesiąca żyję w kompletnym bałaganie, chaosie nie do ogarnięcia. Od ponad miesiąca czekam na szafę, bo jakiś kretyn (i nie nazywam go tak bez powodu) nie potrafi się wyrobić w czasie, a na dodatek przywozi źle skrojoną. A ja ciuchy w paczce, tylko łóżko do dyspozycji, nie mówiąc już o tym, że na 2 tygodnie przeniosłam się do dużego pokoju. I wszystko rozpieprzone, wszystko pochowane, wszystko nie wiadomo gdzie. Dobrze, że chociaż jeszcze siebie odnajduję, ale tylko do przyszłego tygodnia. Rozpoczyna się studiowanie i zostawię za sobą ten bajzel.

Pogniewałam się z Babcią Z. Ostatnio nie rozumiem jej dziwacznych poczynań, lamentu, robienia ze mnie wyrodnej wnuczki, z Mamy córki, narzekania na wszystko i wszystkich, pretensji. Jak bardzo ją lubię, tak ostatnio jej nie lubię. Coś się z nią dzieje nie dobrego. Co prawda ja nie powinnam w przypływie emocji jej ubliżyć i za to ona się gniewa, a mi jest smutno. Bo jak nieraz zrobiła coś głupiego to byłam na nią wkurzona, teraz zwyczajnie jest mi przykro. I tu jest chyba ta różnica przez którą tak trudno jest mi powiedzieć przepraszam. Druga, że ja się pokajam, a ona i tak niczego nie zrozumie, nie przemyśli. Mama i Grzyb mówią, że nie ma sensu się gniewać. Wiem, ale jest mi bardzo trudno. 

Zdrowe II śniadanie: bagietka czosnkowa i energy drink.

23.09.2013

Trochę września

Laptopek do mnie wrócił!
Tyle myśli mi pouciekało przez ten bark dostępu do komputera. I się nie poukładają na nowo tak jak były, ale spróbuję.

Na początku września trafiłam do polskiego raju wycieczką do Roztoczańskiego Parku Narodowego. Zamość ładny, ale przedłużający się pobyt w tej małej pipidówie całkowicie zniechęcił mnie do tego miejsca. Jest ślicznie. Wypić kawę i spierdalać. 
Natomiast rezerwaty w których byłam składające się na Roztoczański PN - cudne! Idealne miejsce, żeby uciec od świata, pospacerować i pozachwycać się naturą. Wrócę tam!









Pięknie tam, prawda? 


Kolejny tydzień był parszywy.

W weekend się odprężyłam. Najpierw u Zagłady, a później z Grzybem w baszcie, gdzie spotkałam Paulę G. Nie widziałam jej od 2 lat, a tak miło spędziłyśmy w 5 (bo jeszcze jej 2 koleżanki) wieczór. Znajomy, z którym kiedyś pracowałam przyszedł się najpierw poprzytulać z każdą, a następnie dostałyśmy po penisie. Balonowym, kolorowym, małym, dużym, ogromnym, każdym innym. Spędziłam miło i inaczej wieczór. Było super. 

Na dziś tyle ogarniętych myśli. 

29.08.2013

4 jajka i litr mleka, kocham Cię i jeż

Zapomniałam ostatnio wspomnieć, że po raz pierwszy tak błaho zostałam pomyłkowo okradziona. Z 4 jajek i 1l mleka. 

Jest mi wstyd, bo się wstydzę i nie mam pewności siebie. A chodzi o to, że nie potrafię się przełamać, żeby porozmawiać po angielsku... Chowam się gdzieś w sobie, gdy widzę jak inni śmigają. Muszę znaleźć w sobie pokłady jakiejś odwagi, bo alkohol mi nie pomaga.
Postanowiłam się uczyć jeszcze jakiegoś języka. Padło na rosyjski. A dlaczego? To coś innego, a Grzyb w końcu po coś studiuje to rosjoznastwo.

Kocham Cię, Wybranku mego serca. Za to, że wczoraj śledziłeś ze mną jeża i uważałeś, żeby go nie przejechać. A Twoje wczorajsze pocałunki były nadzwyczajne.

25.08.2013

Jestem butelką 5-cio litrowej sangrity

Wymarzłam sobie morze. Spędziłam z Wybrankiem mego serca 5 dni w nadbałtyckim Mielnie.
Pogoda nam się udała. Codziennie byliśmy na plaży i codziennie kąpaliśmy się w morzu. Do szyjki butelki 5-cio litrowej sangrity, bo morze było cudownie spokojne i zwyczajnie lodowate.
Znaleźliśmy dobrą smażalnie, a na przystani wędzarnie. I pierwszy raz w życiu jadłam ciepłą wędzoną rybę. Pyszna! Aż mi ślinka leci. I pierwszy raz w życiu odważyłam się na zupę rybną. Zawsze miałam wyobrażenie typowo rybnego smaku, a to nie prawda. Smakowała jak jarzynowa Mamy tylko w zamian grysiku były kawałki ryby.
A Mielno? Byłam tam pierwszy raz. Na początku mi się wydawało, że strasznie dużo ludzi (ale gdzie w długi weekend nie było dużo ludzi?) i nie mogłam się odnaleźć. Jednak po czasie mnie zaczarowało. Ma swój urok. Mieliśmy super miejsce noclegowe, bo blisko do plaży i wcale nie daleko do "centrum". A jeśli chciało się pobalować to było gdzie. Troszkę brakowało mi znajomych, bo wiem że byłaby tam niezła imprezka z nimi. 
Kiedyś tam wrócę. 

 



Później pojechaliśmy do Cioci Ani na Kujawy. Nie byłam tam chyba z 5 lat! Ciocia przeprowadziła się z "dołu" jakiś czas temu, ułożyła sobie życie, a ja się tym cieszę. Jest cierpliwą i dobrą osobą, czułam się tam jak u siebie w domu. Podobało mi się zbieranie cukinii. Graliśmy w zwierzątka i uśmiałam się co niemiara, a tak jak za dobrych starych czasów wieczorami graliśmy w chińczyka. Cieszę się, że ich odwiedziłam. Aż żal mi było wyjeżdżać.

2.08.2013

Tour de Pologne

W moim mieście zawitał Tour de Pologne. Stwierdziłam, że nie może mnie tam nie być. Pojechałam godzinę wcześniej przypuszczalnego czasu przybycia kolarzy z kuzynem i kuzynką (córką Superwujka), przeszliśmy na rynek i czekaliśmy. Potem z Kamisiem (właśnie sobie uświadomiłam, że nigdy w życiu nie nazwałam go inaczej) obczailiśmy, że najlepsze miejsce będzie na rogu i się tam wybraliśmy. I czekaliśmy, czekaliśmy, czekaliśmy, pojawiły się samochody, czekaliśmy, czekaliśmy, znowu samochody, które powodowały "ło zaraz będą" -  to wcale nie prawda, czekaliśmy, czekaliśmy. Pojawili się pierwsi zawodnicy. Zanim się zorientowałam, że jadą to zdążyli przejechać. Dobrze, że nie mrugnęłam, bo mogłam ich przegapić. I później znowu czekaliśmy, czekaliśmy, czekaliśmy i pojawiła się cała reszta. Ich już nie przegapiłam, bo było ich całkiem sporo. Wszyscy kolarze tacy skupieni na jeździe, żeby się pewnie nie wygrzmocić, nie zaprzątając sobie głowy otoczeniem. Oprócz jednego, kimkolwiek on był, jak tłum wiwatował to on się uśmiechał.
Mimo czekania 1,5-2h, a przejazdu kolarzy nie większego niż 2 minuty cieszę się, że tam byłam. Po pierwsze będę to wspominać jak moja Mama Wyścig Pokoju w 1985r., czyli "tak się mignęli", uśmiałam się co niemiara, a jakby nie patrzeć widziałam 70. wyścig Tour de Pologne. 




Przeżyłam ostatnio dramat jak mój Chochlik stanął na skrzyżowaniu i nie chciał zmienić biegu. Jednak udało mi się dotrzeć na trójce do domu. Okazało się, że po prostu jeden czujnik był inaczej wyprofilowany i zablokował skrzynie biegów. Oczywiście Superwujek przyjechał z pomocą dwóch mechaników. Ja już czarne myśli, najgorsza ewentualność, jednak wszystko dobrze się skończyło. I jaka ulga - aż się popłakałam. 
A w ogóle Superwujek to taki kochany. Porobił mi przy autku takie drobne rzeczy. Prze cudowny człowiek.

30.07.2013

zmusza do myślenia?

Kipi we mnie złość. Tak bardzo, że chce się płakać. 
Nie rozumiem tego. Nie rozumiem takiego zachowania. Nie rozumiem z czego to wynika. Z wychowania, z nieobycia, z braku rozsądku i jakiegoś pomyślunku? Nie wiem, nie rozumie, ale nienawidzę tego.
Nienawidzę się prosić, nienawidzę powtarzać, nienawidzę zmuszać do oczywistości. I zero odpowiedzi na zarzucane czyny, a raczej ich brak.

Znowu Śmierć przeszła blisko mnie. I po raz kolejny zmusza do myślenia. 
Po pierwsze postanowiłam napisać pośmiertne listy. Jeden na pogrzeb, bo jest to za smutna uroczystość. Grzyb byłaby odpowiednia do przeczytania tego, a przynajmniej widzę ją w tej roli. Następne na pewno dla Wybranka mego serca i Mamy. Może kogoś jeszcze? I jeszcze "ostatnie moje wole".
Po drugie, dzięki Blasterowi uświadomiłam sobie jak chciałabym, żeby wyglądało moje odchodzenie (tylko o wizycie Śmierci musiałabym widzieć). Chciałabym spotkać się z najbliższymi, a z nimi odwiedziłby mnie stefan. Po wizycie stefana i znajomych, powiedziałabym "do widzenia".
I to jest właśnie trzecie: "do widzenia". Wyraz, który daje obustronną nadzieję, że coś poza tym tutaj jeszcze jest, że kiedyś, gdzieś wszyscy się spotkamy. I to by było piękne odejść. 


"Jestem tego pewny
w głębi duszy o tym wiem
że gdzieś na szczycie góry
wszyscy razem spotkamy się
Mimo świata który
kocha i rani nas dzień w dzień
gdzieś na szczycie góry 
wszyscy razem spotkamy się."


A teraz wracam do świata Marilyn.

24.07.2013

Ogrodzieniec

Superwujek ostatnio wrócił. Aż mi się serduszko ucieszyło. Jak zawsze o mnie pamiętał i przywiózł mi czekoladę. Najlepszą czekoladę. I się wypytał o Chochlika. No kochany. Mama i Babcia Z. stwierdziły, że jak go nie ma to się za nim przykrzy. Mi teraz też się za nim sprzykrzyło.

Ostatnio wybraliśmy się do Ogrodzieńca z Cudnymi Wielbłądkami. Pozwiedzaliśmy zamek, zjedliśmy po oscypku i z powrotem do domu. Było sympatycznie i miło spędziłam niedzielne popołudnie. Następnym razem pojedziemy na zamek rabsztyński, bo bliżej. A może by tak zwiedzić wszystkie Orle Gniazda? Te zamki znajdują się w odległości nie większej niż 100 km. Niezły pomysł.
A propos mam zamiar kupić 2 mapy. Jedną Polski, drugą świata i zaznaczyć miejsca, które chcę odwiedzić lub w których już byłam, a gdzie zrobić replay. To będzie dobra motywacja.









17.07.2013

coś się we mnie zmieniło, na lepsze

Coś się we mnie zmieniło. Coś na lepsze.
Jeszcze jakiś czas temu w życiu by mi się nie chciało iść do sklepu. A ostatnio z własnej inicjatywy poszłam po składniki na kolację i to podczas deszczu. Na dodatek trochę więcej się ruszam i to też z własnej nie przymuszonej woli. I to dzięki temu, że rok temu źle się czułam i zaczęłam trochę dbać o siebie. Czyli nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
W ogóle ostatnio mam wrażenie, że zrobiła się moda na sport. A to nordic walking, a to jakiś fitness, promocja biegania, rower, basen. Jest i wisi w powietrzu chęć ruszania się. I chwała za to. Chwała dla mnie, że w tym minimalnie uczestniczę i mi się to podoba.

Czasami mam wrażenie, że się narzucam. I potrafię być upierdliwa.  
A może myśl o narzucaniu się jest spowodowana również lekkim odtrąceniem? Nie wiem. Czas z tym skończyć.

11.07.2013

marzy mi się morze

Chciałabym gdzieś jechać pod koniec sierpnia. Nigdy nie byłam na Mazurach i chciałabym kiedyś zobaczyć krainę jezior. Co prawda nie umiem żeglować, kajakować czy co tam, a komary zjadłyby mnie w całości, to chciałabym zobaczyć jak tam jest. 
Jednak marzy mi się morze. Posiedzieć w słoneczku na plaży, wejść do lodowatej  wody, polenić się na łonie natury. Kilka dni, nie dużej niż tydzień. Jak nie wypali ze znajomymi, jadę z rodzicami. 

Wkurza mnie moja bierność. Świat stoi otworem, a ja wewnętrznie mam jakąś blokadę i wynajduję głupie powody, szczególnie z brakiem pieniędzy, żeby gdzieś nie jechać. Muszę to zmieć, bo przecież wystarczy chcieć. DLA CHCĄCEGO NIC TRUDNEGO. Trzeba brać życie garściami, a ja muszę się tego nauczyć, bo to co zobaczę to moje.

8.07.2013

3 miesięczny chillout?

Wakacje z wolnym wrześniem. Udało mi się bardzo sprawnie załatwić sesję. 3 miesiące odpoczynku, a już po tygodniu nudzi mi się jak mopsowi. Jednak Mama mnie wyciągnęła na fitness. Byłam na brzuchomanii i bokwie, tego drugiego już nie opuszczę.

Weekend spędziłam w Skale ze znajomymi. Jest tam tak cudnie. Cisza i spokój. Nic cię nie obchodzi, leżysz na kocyku, czytasz i drzemiesz. Na mojej wsi nie ma takiego spokoju, zawsze coś się wydarzy. A w Skale można wychillować i mieć wszystko w dupie.




30.06.2013

Lance Armstrong

Ostatnio przypadkiem natrafiłam na program dokumentalny o Lance'ie Armstrongu na National Geographic. Potem postanowiłam obejrzeć wywiad z Oprah Winfrey. Od tego czasu zaprząta mi on myśli i staram się poukładać zdanie na jego temat. Nie jest to łatwe.
Po pierwsze jest jedynym znanym mi zawodowym kolarzem (w ogóle kolarzem) na tym świecie. Nie potrafię wymienić żadnego innego nazwiska, a jego owszem i znane jest mi wcześniej niż ostatnie lata z aferą dopingową. Nie kojarzy mi się po, a przed tymi wydarzeniami. 
Stosowanie przez niego wszelkiego rodzaju dopingu nie należy do pochwały. Jednak to oszustwo na niezwykłą skalę i jak ono było wykonane. Ile ludzi było w to zaangażowane (nawet ze stosowaniem dopingu), organizacja każdej porcji "wzmocnienia" i jej podanie, unikanie testów antydopingowych itp. Jego bezczelne zaprzeczenia, wypowiedzi i pozywanie ludzi. Nieźle bawił się ludzkimi uczuciami. 
Właśnie. Oszustwo na wielką skalę. Tyle ludzi brało w tym udział. Tyle ludzi używało dopingu, a to on dostaje najbardziej po dupie. Może dlatego, że to on wygrywał i był liderem grupy? Za sypanie podostawali półroczne dyskwalifikacje, a on dożywotnie na wszystkie oficjalne sportowe wydarzenia. A na dodatek odebranie siedmiu zwycięstw w Toure de France. Gdy brali w tym udział nie oczerniali siebie ani jego, a później się to zmieniło. Aby dostać jak najmniejsze kary zrobili z niego kozła ofiarnego.
Myślę, że był to też okres w kolarstwie, gdzie doping stosowało większość z kolarzy. Taka generacja. Tylko, że Armstrong i całe jego otoczenie zrobili to perfekcyjnie. I mimo, że "każdy" brał to przecież on wygrywał. 
Może to jest tak, że dostaje najbardziej po dupie ze względu na sławę. Nie zamknął się tylko na sport, ale otworzył fundację (gdzie został z niej wyrzucony, z własnej fundacji na zbity pysk, a przecież bez jego wizerunku nie zarobiłaby ani grosza), udzielał się. Po drugie jego cynizm, kłamstwa w żywe oczy, bezczelność, arogancja, jego inteligencja i dobra retoryka, a także siedmiokrotne wygrane Toure de France spotęgowały zwrócenie na niego uwagi. 
Doping nie ma mojej aprobaty, bo to nie jest w porządku w stosunku do innych zawodników, a szczególnie kibiców. Ludzie mogą się czuć oszukani, a nikt tego nie lubi. Jednak uważam, że kara dla Armstronga jest przesadzona. Zrobili z niego wzór. Wiedział co robi, jakie mogą być tego konsekwencje, ale dożywotnia dyskwalifikacja to zbyt dużo (przy czym inni dostali małe dyskwalifikacje za takie samo zachowanie). Wszyscy się od niego odwrócili, zrobili z niego kozła ofiarnego. Szkoda mi go, że wpadł trochę we własne sidła. Po drugie myślę, że był dobrym sportowcem pomimo dopingu. Musiał przecież trenować, pokazał (bezwzględnego) ducha walki. Uczył też ludzi jak wygrywać z chorobą i stać się silnym człowiekiem, dał im nadzieję i wiarę na walkę.

Nie potępiam Lance'a Armstronga.





23.06.2013

"swój"

Zazdroszczę Wybrankowi mego serca tego, że ma takich fajnych "teściów". Bardzo go lubią, zawsze dostanie jakieś piwko z wyjazdu, Tata od niego sępi fajki, w domu sobie sam wszystko weźmie - nie krępuje się, pamiętają o nim jeśli zdarzają się jakieś prezentowe okazje (nawet na dzień dziecka), Mama zawsze się pyta o niego jak z nią rozmawiam przez telefon (jeszcze nie było takiej rozmowy, żeby się nie zapytała), a ostatnio nawet powiedziała, że go kocha! Wczoraj też okazali mu ogromne zaufanie, bo dostał Chochlika, żeby po weselu mógł jechać do domu, a jest świeżym kierowcą. Po prostu jest "swój".
Ja mogę liczyć tylko na akceptację jego dziadków, których uwielbiam. Niestety w innym przypadku nawet nie mogę oczekiwać odpowiedzi na dzień dobry.

Chciałabym wziąć Ciocię Terenię i objąć mocno, aby siłą przytulenia odgonić jej smutek.

18.06.2013

wtedy tak, proszę bardzo

Potępiam samobójców. Są tchórzami, uciekają tam skąd nie ma powrotu, są pieprzonymi egoistami nie zważającymi uwagi na innych. Wybierają najprostsze rozwiązanie, bo zabić może się każdy głupi. A jak mnie doprowadza do szału jak ktoś mówi, że samobójcy są odważni! Jaka odwaga?! Odwagę trzeba mieć by żyć, a nie zawisnąć na stryczku. Życie potrafi dać w kość, ale jest piękne. Po co z tego rezygnować?

Jednak, gdy ktoś wie o swojej niedalekiej śmierci? Jest chory czy coś. Zostało niewiele czasu. W cierpieniu, bólu, mękach. Rodzina i najbliżsi są świadomi i gotowi na śmierć (nie, na to nigdy nie jest się gotowym). Czy w takim przypadku nie lepiej by było chociaż trochę przejąć kontrolę nad swoim życiem i wybrać miejsce (swoje ulubione) i sposób w jaki Śmierć po nas przyjdzie? Czy w takim przypadku nie lepiej pozwolić sobie umrzeć na własnych warunkach? Wtedy tak, proszę bardzo.

Polecam film pt: "Trzecia gwiazda".

16.06.2013

pozdrowienia dla Wujka

Wczoraj był pogrzeb. Dobrze, że odbyło się to przed niedzielą, bo bardzo wierzę w to, że jeśli ktoś leży martwy przez niedzielę to po kogoś jeszcze przyjdzie. 
Byłam silna do pewnego momentu. Ścisło mnie za serce, gdy usłyszałam intencje mszy od Babci Z.: "dla kochanego szwagra Stasia". Jednak najbardziej się wzruszyłam, gdy właściciel zakładu pogrzebowego powiedział kilka słów na koniec. Piękne pożegnanie.
Nie lubię kondolencji, nie wiadomo co wtedy powiedzieć, jak się zachować. Jednak nie wyobrażałam sobie nie podejść do Cioci Tereni, Paulinki i Andrzejka. Po prostu podejść i ich przytulić. Okazać przez te kilka sekund troszkę ciepła i wsparcia. Jakiś chłopiec przede mną powiedział: "Proszę nie płakać", a Ciocia na to, że się postara, a Wujek jej na pewno w tym pomoże. A ja wierzę, że pomoże też ogarnąć rachunki, zakupy i to wszystko czym się zajmował. 
Smutno zrobiło mi się, gdy ktoś Ciocię prosił o odwiedziny, a ona na to, że przecież nie ma prawa jazdy. Taki mi to utkwiło, że dzisiaj zadzwoniłam do niej, że jeśli będzie tylko chciała gdzieś jechać to jestem do jej dyspozycji. A moja rozmowa z nią wyglądała tak:

"-Ciociu, jakbyś chciała gdzieś jechać to ja Cię zawsze mogę gdzieś podwieźć (..) W razie czego jestem do Twojej dyspozycji.
-Dziękuję Ci bardzo
(w skróconej wersji, bo Ciocia na jednym dziękuje nie skończyła). Właśnie jesteśmy na cmentarzu, u Wujka.
-O. To go pozdrówcie.
-Paulinko, pozdrów Tatę (..).
"


I te dwa ostatnie zdania rozświetliły mrok.

15.06.2013

† wujek Stasiu

Po raz kolejny Śmierć przyszła całkowicie nieoczekiwana. Po raz kolejny Śmierć przyszła po kogoś mi bliskiego.

2 dni temu podczas koronografii odszedł wujek Stasiu od Cioci Tereni. Wujek, który stale był obecny w moim życiu. Święta razem, imieniny razem, grill razem. I w głowie znowu te zdania, powtarzające się w kółko.
"Kto będzie teraz rozmawiał o polityce?"
"Kto mi powie gdzie co najlepiej kupić?"
"Jak Ciocia Terenia będzie sobie robić sama zakupy?"

I zdanie, które powiedział Wybranek mego serca: "Jak to Twoja Ciocia zostanie tak sama? Przecież oni byli tacy fajni razem."

Bardzo płakałam, ale Mama mnie uspokoiła mówiąc, że nie powinniśmy płakać, żeby wujkowi nie było ciężko.

12.06.2013

być po prostu fer

Czasem życie dziwnie się toczy, ale trzeba wziąć go za mordę! (Grzyb, to też do Ciebie)

Jest mi głupio...
Nie utrzymuję z nimi kontaktu, co się nie zmieniło w czasie różnych skomplikowanych wydarzeń, bo było tak od dłuższego czasu i w sumie trochę dziwnie, ale czemu gdzieś w środku mam jakiś uraz i żal? Może dlatego, że Babcia D. kocha ich bardziej niż mnie? Wystarczy jedno spotkanie na jakieś 3-4 lata i jest "och, ach", a mnie widuje co tydzień i tego nie ma. To powoduje, że czuję się niedoceniona i mniej ważna, mimo stałej obecności. Trochę ich życie powywijało się na zakrętach i wpadło na moją ścieżkę, powodując gdzieś gorycz niedostatku. Ale czemu mam ich obwiniać za głupotę Babci i ich ojca? Ojca który się do nich nie odzywa, nie pamięta o nich (nawet w urodziny), ojca, który już nie jest ojcem. Współczuję P. i strasznie jest mi przykro. Normalnie jak o tym myślę to chcę mi się płakać. Ślub to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu, a jej "ojciec" ma to kompletnie w dupie i nawet nie potwierdził swojego przybycia. A co z błogosławieństwem? Z doprowadzeniem do ołtarza? Z po prostu byciem? Mam ochotę strzelić mu w mordę. Współczuję P., bo to ogromnie trudna sytuacja. Współczuję P. i M., że mimo powinności bycia najważniejszymi są odrzucone jako zbędny element. 

(Ale bym zrobiła haje mojemu Tacie, gdyby tak się zachowywał!)
A gdzie ja w tym wszystkim? Ja chcę być od teraz fer, mimo moich wcześniejszych "ale". Chcę brać przykład z mojej Mamy, która jako jedyna w tym wszystkim potrafi się zachować. Potrafi zadzwonić jako chrzestna z pytaniem o błogosławieństwo. Potrafiła jako jedyna z całej pieprzonej rodziny zadzwonić do P. i zapytać jak się czuje i czy wszystko w porządku, gdy miała wypadek na Słowacji. Mój idol. A ja? Chcę być w porządku, bo one niczym mi nie zawiniły i po prostu są moimi kuzynkami. Nie obawiać się zawistnego wzroku innych gości, być, bawić i traktować to normalnie, z uśmiechem i serdecznością, bez jakichkolwiek obaw. 

Coś czuję, że w głębi duszy dojrzałam.

11.06.2013

chcę do domu

Czasem ma się czegoś przesyt i może wkurzać jedno miejsce. Ja mam dość siedzenia w Gliwicach. Po pierwsze chciałabym już skończyć ten semestr, po drugie mam dość patrzenia na przemiłe mordki z mojego roku, po trzecie wkurza mnie to siedzenie w mieszkaniu, bo gdzie człowiek wyjdzie jak non stop pada. Z drugiej strony tęsknię za domem, gdzie zawsze mogę pojechać na wieś i się powkurzać na moje kochane Babcie. Tęsknie za Mamą, tęsknie za Grzybem, tęsknie za nicnierobieniem i nie martwieniem się co tu jeszcze trzeba zdać. Chciałabym już iść do fryzjera (ta wizyta zawsze dobrze mi robi), iść na koronę (jeśli będą robić i  mnie zaproszą), iść na wesele (co miejmy nadzieje będzie świetnym zakończeniem tego semestru). Planuję, ale nie wiadomo co z tego wyjdzie, pojeździć też z tatą na rowerze i chodzić na basen. Brakuje mi basenu. Nigdy tu nie ma czasy na basen. No i pierwszy raz w życiu wybranek mojego serca będzie woził mi dupkę. 
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie z planem i za tydzień w czwartek będę już siedzieć w domu przez następne 3 miesiące. Pewnie zaraz mi się znudzi to siedzenie, ale tak już jest, że nie można być za długo w jednym miejscu.

10.06.2013

całe piekło z Ciebie wali

Czasem do głowy wchodzą mi zdania, które tak łatwo nie wychodzą.
"Jak się masz?" [z akcentem na sz]
"Zaraz będzie ciemno"
"Ładną ma pani cipkę, pani Basiu"
"Całe piekło z Ciebie wali" - to jest ostatnio na tapecie 
One nie tylko krążą mi po głowie, ale chodzę i je powtarzam. Na głos, cały czas, bez przerwy.

Oglądałam genialny, francuski film pt: "Zamieszkajmy razem". Uśmiałam się co niemiara, a na dodatek było kilka znakomitych scen o sile przyjaźni, życiu i śmierci. Mam ochotę obejrzeć go jeszcze raz. Dla mnie jest świetny, bo mało razy zdarza się mi chęć replay'u. POLECAM !

Namiastka filmu:

\
 

7.06.2013

weno nie opuszczaj mnie jeszcze przez 2 tygodnie

Sesja już bliziutko... Mam opracowaną strategię i chcę spiąć dupkę, żeby wszystko wyszło jak najlepiej tzn. do wesela wszystko pozamykać. Jednak strategia już się trochę posypała przez prof. Zozola, bo studenci go gówno obchodzą. Pomimo jego zawirowań nie zepsuł tego doszczętnie i dalej trzymam się planu.

Wybrankowi mego serca zdechł laptop. Na amen. A ja mam wyrzuty sumienia korzystając z mojego, bo on nie może sobie czegoś pooglądać, pograć, posprawdzać i co tam jeszcze. Oczywiście korzysta z mojego laptopa, ale jak ja korzystam, a on nie, to mi głupio. Dziwne, co nie? Sama tego nie rozumiem. Dla usprawiedliwienia zrobiłam wczoraj pół referatu o witaminie B12, napisałam notatkę na egzamin ustny z angielskiego, napisałam sprawozdanie, a zostały mi tylko wnioski. Miałam wczoraj wenę do pisania jak nigdy. I ją wykorzystałam, z czego bardzo się cieszę. 


4.06.2013

obojętność rodzi obojętność?

Czasami jestem zimną suką. Jest to mój system obronny. Ale skoro łzy, które są wołaniem "jestem tu, jest mi źle, zrób coś z tym" są dla Ciebie obojętne to jak mogę iść w Twoim kierunku z otwartymi ramionami? To, że chcę dla Ciebie jak najlepiej, żeby wszystko wyszło dobrze, że myślę i rozwiązuję Twoje problemy, że po prostu jesteś mój i chcę, żeby wszystko było w porządku jest dla Ciebie niczym - boli. Podaję Ci pomocną dłoń, a Ty tak po prostu bez żadnego wytłumaczenia ją odrzucasz. I nie tylko moją, bo za moją dłonią stoi jeszcze jedna. Odtrącasz je, mimo że jesteś dla nich ważny i możesz w dużej mierze na nie liczyć. A wiesz dobrze, że jak powstanie wokół mnie mur to nawet Ty się przez niego nie przebijesz. I wtedy jest naprawdę źle. A pieprzoną dumę sobie schowaj w kieszeń i szanuj to, że ktoś jest i chce Ci pomóc.

2.06.2013

Dzień Dziecka / urodziny

Moja Mama przez całe moje życie, czyli 21 lat nigdy nie kupiła mi jajka niespodzianki. Nigdy. Żadnego. Dla małego dziecka to musiało być wstrząsające, bo do tej pory to pamiętam, a ostatnio jej to wypomniałam. Hihy, śmiechy, ale jakie było moje zaskoczenie, gdy w paczce na dzień dziecka zobaczyłam jajko niespodziankę. No po prostu taki "banan" na twarzy, tak zacieszałam. Uśmiech nie schodził mi z twarzy z 10 minut. Jak o tym myślę to dalej się uśmiecham. Chyba najbardziej udany prezent. Już nie mogę powiedzieć, że nigdy nie dostałam jajka niespodzianki. Wielkie love dla Mamy. No i Tacie też, ale wiem, że to Mama wymyślała. I za to też, że wybranek mego serca też coś dostał, że o nim myślą, pamiętają i traktują jak swojego. 

Prezent dla mnie ode mnie się udał, bo byliśmy na piachach. Na szczęście pogoda przez kilka godzin postanowiła sobie odpocząć od deszczu i nie pokrzyżowała nam planów. Lubię to miejsce, było spoko. 

Dostałam od JakuBa i Mutika szyszkę, którą przywieźli mi ze swojej wyprawy "autostopem do oceanu". Całkowicie zapomniałam o prośbie, żeby mi coś przywieźli i o tym, że JakuB mówił, że coś dla mnie mają. Tak to już jest, gdy mija 8 miesięcy. Warto było czekać, bo jak to Mutik określił szyszka to "szmata jak dwie pięści". Na prawdę jest wielka.

Jak do tej pory miałam udany weekend, odpoczęłam i nabrałam siły na sesję.












 

22.05.2013

Oczko

21 lat.
Jestem, studiuję, mieszkam z wybrankiem mego serca, mam dobry kontakt z Mamą, widuję się co jakiś czas z ludźmi z powiatu (jakby to powiedział Matiszek), odwiedzam babcie w miarę możliwości, mimo że często doprowadzają mnie do szału, żyję sobie spokojnie.
Co się zmieniło od tam tego roku?
Straciłam 10kg, Grzyb wróciła do mojego życia, mam wymarzony my precious i Chochlika, zaczęłam rzygać na kacu, założyłam bloga, na którym się uwywnętrzniam, chyba jestem mniej nerwowa, ale cierpliwości na pewno mi nie przybyło, szukam i staram się określić swoje zdanie na dane sprawy (ale jak to ostatnio przeczytałam u Clarksona, że jeśli masz wyrobione zdanie na dany temat to na pewno nie wiesz jeszcze o nim wszystkiego).
Hm...No i ja się pewnie po trochu gdzieś zmieniłam. 
Chciałam tu napisać, że pierwszy raz z własnej nie przymuszonej woli biegałam. I udało się. 200m to dobry początek.
Co będzie?
Nie mam pojęcia, bo jutro może przejechać mnie autobus.
Jednak będą urodziny na piachach. Chcę tam iść, siedzieć na "winklu" i patrzeć na zachód słońca, a gdzieś wszyscy koło mnie będą zajmować się sobą. Jest tam pięknie i chcę tam spędzić trochę czasu (jakby nie patrzeć) z bliskimi mi osobami, a z resztą bardzo dawno mnie tam nie było, a kocham to miejsce i taki zrobię sobie prezent. 


Prezent od wybranka mego serca.


I google jakie serdeczne.


20.05.2013

IGRY

Gliwickie Juwenalia. Niestety dla mnie są marnym odwzorowaniem np. tych krakowskich, bo tylko do nich mam porównanie. Nie dość, że są w pizdu od centrum, są bezpłatne co sprowadza na miejsce prze różną menelską hołotę, przy której człowiek nawet nie chce stać: "A przyjdę, bo coś grają, nie żeby mnie to interesowało, a może komuś wpierdolę". Są na dzielni, co zwiększa niebezpieczeństwo zarówno uczestników, jak i mieszkańców. Są typową masówką. Kiepsko zorganizowana impreza. A może, po prostu nie mam się z kim napić? 
Chociaż: perełki w wykonawcach się trafią, dla mnie w tym roku to indios bravos (i bardzo, bardzo, bardzo urzekła mnie ich nowa piosenka "ja tata"),  a w tam tym to hey (i doczekanie się na "moją i twoją nadzieję" jako ostatni bisowy, już prawie akustyczny kawałek). Fajnym motywem jest też korowód, na którym ludzie się przebierają. Ja o tym znowu zapomniałam i się nie przebrałam. Dupa wołowa ze mnie i tyle. Jednak nikt mnie nie zaskoczył czymś szczególnym, ale na uwagę zasługuje "zombiboy'owski" makijaż Olki K. (bardzo mi się podobała, bo jej błękitne oczy podkreślały jej image), spartanie (wykonane hełmy ze szczotek do zamiatania), jak również toitoi, tubylcy i... chyba to wszystko, bo zastanawiam się co jeszcze było fajne, a jak się już zastanawiam to znaczy, że nic. 






A tu jeszcze takie "cuda", o których mi się przypomniało przeglądając zdjęcia w aparacie.

17.05.2013

wiedźma

Gdyby to było możliwe chciałabym być wiedźmą. Jest to spowodowane tym, że wierzę w trochę dziwne, nadprzyrodzone wydarzenia. Również w dobrą i złą energię.
W każdym razie wiedźmy mają drobne umiejętności nadprzyrodzone, są niezłymi "głowologami" i mają otoczkę wokół siebie. Jeśli wyglądasz na wiedźmę i ludzie myślą, że jesteś wiedźmą to nią jesteś. Jakieś soczki z żuków, zjadanie dzieci, kumpel-żaba czy co tam podobnego. Są one postrzegane jako złe, a tak naprawdę są dobre. I to ostatnie jest gdzieś blisko mnie. Najlepszym fikcyjnym przykładem wiedźmy jest Babcia Weatherwax, a link wyjaśnia o co mi chodzi. A prawdziwym Mama, bo nie raz czaruje. I tylko z tym czarowaniem, bo na złą nie wygląda.


15.05.2013

kłamstwo?

Jest mi smutno, bo Mama się obraziła. Oczywiście przez bzdurę, ale ona to tak potrafi. Brakuje mi rozmów z nią. A jak ona się obrazi to już nic na to człowiek nie poradzi. Uparciuch jakich mało.

Ostatnio pierwszy raz chciałam okłamać wybranka mego serca, a powodem był brak pieniędzy. Chciałam wymyślić inny powód wydania pieniędzy, niż to zrobiłam czyli kupno loda w maku. Na szczęście zaraz rozwiały się te głupie myśli i oprzytomniałam. Zdałam sobie sprawę, że do kłamstwa nie daleka droga i to z takiego błahego powody. Nie ma się co dziwić, że tyle tego w koło.
 
Polska jest taka zacofana. A szczególnym przykładem tego jest słuchanie muzyki z telefonu w autobusie. Jeszcze się człowiek do tego debilizmu nie przyzwyczaił. 

11.05.2013

pozwolić decydować o swoim Losie

Wracając do tych płodów (nie dają mi spokoju nie wypowiedziane myśli). Ich widok wcale nie spowodował u mnie "o jejku jakie małe dzieciątko" i nie można go usunąć. Wiadomo, nie chodzi mi o te bardziej zaawansowane miesiące, gdzie już w nich można zobaczyć człowieka, tylko taka "fasolka". Przecież to jeszcze nie człowiek, nie jest rozwinięta. A nawet nie wiadomo czy ten płód będzie się dobrze rozwijał.
Kurde, gubię się w zeznaniach. Chcę tylko powiedzieć, że jestem za aborcją, a zobaczenie płodów nie spowodowało u mnie zmiany poglądu, a raczej go jeszcze wzmocniło. Chciałabym, aby aborcja była legalnym zabiegiem, żeby nie odbywało się to w podziemiu, tylko w godnych, sterylnych warunkach. Jednak nie chciałabym, żeby to przybrało niewyobrażalną skalę, aby każda co chwile latała usuwać. Co z tym idzie, miło by było gdyby w Polsce była refundowana antykoncepcja. I myślę, że każda kobieta ma prawo do aborcji, zadecydować o swoim Losie i żeby nie była z tego powodu potępiana, nawet, gdy to jest "widzi mi się". Już nie wspominając o jakiś ekstremalnych sytuacjach takich jak gwałt, zagrożenie życia matki, nie prawidłowo rozwijający się płód itp.  I ukłony dla wszystkich pań i wspierających panów za odwagę, podejmujących takie "wyzwania".

Jednak muszę tu przyznać trochę rację mojemu wybrankowi serca. Powiedział on, że jeśli adopcja i domy dziecka działały sprawniej i w ludzki sposób w naszym jakże chorym kraju to aborcja nie byłaby już taka potrzeba. Jest tu jakaś logika. 
Uważam też, że ten wybór i ta decyzja jest bardzo osobista. Nie należy nikogo oceniać i postarać się zrozumieć, a przede wszystkim się nie wpierdalać. Ludzie powinni też być objęci opieką psychologa, bo mimo swojego zdecydowania i myśleniem, że wszystko będzie dobrze, czasem psychika sobie z tym nie radzi.
A najważniejsze w tym wszystkim jest, żeby pozwol ludziom decydować o swoim Losie.

9.05.2013

Human Body

Wczoraj korzystając z dnia wolnego pojechałam z wybrankiem mego serca na wystawę Human Body. Stwierdziłam, że jeśli nie zrobiłabym tego wczoraj to nie zrobiłabym w ogóle, bo mi się czas później skurczy. I będzie jak z m. peszek, że miałam być już 2 razy, a nie było mnie ani razu. Czego ogromnie żałuję, ale cóż poradzisz jak nic nie poradzisz? A kasy jak nie miałam, tak nie mam i mieć nie będę.
Podobało mi się. Szczególnie rozwój płodu. Zobaczyć płody z danego tygodnia ciąży - fascynujące. Jeszcze bardziej niż inne eksponaty podobał mi się człowiek pocięty w poprzek. 

Myślę, że warto zobaczyć tą wystawę, a szczególnie jeśli ktoś ma coś wspólnego z anatomią. Dla mnie nie jest to w żaden sposób kontrowersyjne. A z resztą chodząc między eksponatami to wydaje się takie nieprawdziwe. Człowiek musi sobie uświadomić, że to był ktoś, kiedyś, naprawdę, bo trudno w to uwierzyć.

5.05.2013

majweek

Skała, Skała, Skała. I pierdolnięcie w p…. (PP)
Brygada R. rozłożyła mnie na łopatki. Po pierwsze - nerwowo - samym przyjazdem, po drugie ubawiłam się po pachy, gdy zakopali się w błocie samochodem do połowy kół. Pchanie przez 8 facetów, wyciąganie, deski, traktor, 2 linki, lament, telefony Babci M., a ja beka na balkonie. Chyba to tak nie ładnie śmiać się z czyjegoś nieszczęścia? Co mi tam. 40 minut cudownego śmiechu.

Los mi za to odpłacił brakiem rozumu i wlaniem się błotnej kałuży do wnętrza samochodu. Chochlik przeszedł swój chrzest.

Moja Mama jest prze kochana. Wracam do domu po imprezie w jednoznacznym stanie, a ona mi wiadro pod łóżko podstawia. A na drugi dzień, gdy przechodziłam gehennę, a rzyg gonił rzyg, podsuwała wszelakie płyny pod nos. Jest cudowna. Jak można jej nie kochać?

Zaczęłam czytać "Świat według Clarksona". Jego spostrzeżenia stoją gdzieś blisko mnie.  

25.04.2013

nie jestem pieprzoną delegacją

Nikt nie będzie posługiwał się moją obecnością do swoich własnych zakłamań! Ona wysłała mnie jako delegację?! Oni wysłali mnie jako delegację?! Kpina. Chyba komuś się coś pomieszało w głowie, że może wykorzystywać moją osobę do ocieplenia swojego wizerunku. Nie, nie, nie, nie... Nie było Cię i koniec kropka. Ja byłam, bo CHCIAŁAM. A całą sobą krzyczę: pieprz się.

Wszystko mi się sypie. Plany, tak jak ma być i tak jak ja chcę. Nienawidzę, gdy moje ustalenia, nawet te najprostsze, idą w kąt. Czuję się wtedy rozgoryczona, bo burzą mi się klocki w głowie.