19.02.2013

marna indianeczka?

I znowu pada śnieg. Razem z deszczem. Para nierozłączna tej zimy. Przydałoby się już trochę świeżości. Czegoś nowego bez obciążenia myśli. Nowy semestr temu nie sprzyja, bo jeszcze pieprzę się z informatyką. Jestem taka jakaś nieogarnięta i tydzień odpoczynku nie dał mi siły do działania. Chyba muszę iść na basen. O! A jakby się przydała zumba! Tam to dopiero można naładować akumulatory. Prowadząca ma w sobie tyle pozytywnej energii, że rozdaje ją na prawo i lewo. Tylko na nią spojrzysz i już Ci się mordka śmieje. Jak ona to robi?

Już nie mówię o tym, że wiosna mi się marzy. I słoneczko. 
Gdzie jesteś?! Do cholery, weź tą zimę, która jest o dupę potłuc, za mordę i zrób miejsce dla siebie. Jak nie siłą, to młotkiem.

W sobotę bal przebierańców. Kurwa, kurwa, kurwa. Nie mam najmniejszego pomysłu za co się przebrać. Ja z moimi, nieskromnie ujmując, zajebistymi pomysłami - nie wiem! Frustrujące. Zamarzył mi się pióropusz indiański, ogromny jak dla wodza. Chyba jednak zostanę tylko marną indianeczką. A może jak Pocahontas córką wodza? Już bliżej będzie do tego pióropusza.
A może po prostu będę się dobrze bawić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz