24.03.2013

nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło!

Nie płakałam ze szczęścia. Niestety, bo z wyglądu był taki przystojny! Jednak wnętrzności nie były takie zdrowe. Nie jestem rozczarowana, chociaż trochę koleś poleciał w chuja i miał postawę roszczeniową.

Jestem zaskoczona też samą sobą. W tej sprawie jestem bardzo, bardzo cierpliwa z porównaniu z codziennością, bo czekam bez słowa jakieś 4 miesiące, co u mnie jest nowością. Zdaję sobie sprawę, że to nie kupno lizaka. Wczoraj opanowywałam jak najbardziej napady radości, aby się za bardzo w razie czego nie rozczarować. Nie potrzebnie jednak babcia Z. ode mnie wyciągnęła o co chodzi, bo mogło to rzucić złe fatum na całą sprawę. Jestem o to zła na siebie. Dzisiaj nie byłam bardzo załamana, że przystojniak okazał się chory, bo przecież nic na siłę! I na dodatek w tej sytuacji znajduję plusy. Obietnica Superwujka (wujka M.), że on wszystkiego dopilnuje i będzie śmigać jak należy całkowicie pozwala mi spać spokojnie. A po drugie kolejną osobą czuwającą jest mechanik, który oczywiście zna się na rzeczy. Los potoczył sprawę tak, że dwie solidne osoby będą czuwać nad tym, żeby wszystko było OK.

Ale jak zawsze wujek M. odstawił jaja. Uwielbiam go.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz