30.06.2013

Lance Armstrong

Ostatnio przypadkiem natrafiłam na program dokumentalny o Lance'ie Armstrongu na National Geographic. Potem postanowiłam obejrzeć wywiad z Oprah Winfrey. Od tego czasu zaprząta mi on myśli i staram się poukładać zdanie na jego temat. Nie jest to łatwe.
Po pierwsze jest jedynym znanym mi zawodowym kolarzem (w ogóle kolarzem) na tym świecie. Nie potrafię wymienić żadnego innego nazwiska, a jego owszem i znane jest mi wcześniej niż ostatnie lata z aferą dopingową. Nie kojarzy mi się po, a przed tymi wydarzeniami. 
Stosowanie przez niego wszelkiego rodzaju dopingu nie należy do pochwały. Jednak to oszustwo na niezwykłą skalę i jak ono było wykonane. Ile ludzi było w to zaangażowane (nawet ze stosowaniem dopingu), organizacja każdej porcji "wzmocnienia" i jej podanie, unikanie testów antydopingowych itp. Jego bezczelne zaprzeczenia, wypowiedzi i pozywanie ludzi. Nieźle bawił się ludzkimi uczuciami. 
Właśnie. Oszustwo na wielką skalę. Tyle ludzi brało w tym udział. Tyle ludzi używało dopingu, a to on dostaje najbardziej po dupie. Może dlatego, że to on wygrywał i był liderem grupy? Za sypanie podostawali półroczne dyskwalifikacje, a on dożywotnie na wszystkie oficjalne sportowe wydarzenia. A na dodatek odebranie siedmiu zwycięstw w Toure de France. Gdy brali w tym udział nie oczerniali siebie ani jego, a później się to zmieniło. Aby dostać jak najmniejsze kary zrobili z niego kozła ofiarnego.
Myślę, że był to też okres w kolarstwie, gdzie doping stosowało większość z kolarzy. Taka generacja. Tylko, że Armstrong i całe jego otoczenie zrobili to perfekcyjnie. I mimo, że "każdy" brał to przecież on wygrywał. 
Może to jest tak, że dostaje najbardziej po dupie ze względu na sławę. Nie zamknął się tylko na sport, ale otworzył fundację (gdzie został z niej wyrzucony, z własnej fundacji na zbity pysk, a przecież bez jego wizerunku nie zarobiłaby ani grosza), udzielał się. Po drugie jego cynizm, kłamstwa w żywe oczy, bezczelność, arogancja, jego inteligencja i dobra retoryka, a także siedmiokrotne wygrane Toure de France spotęgowały zwrócenie na niego uwagi. 
Doping nie ma mojej aprobaty, bo to nie jest w porządku w stosunku do innych zawodników, a szczególnie kibiców. Ludzie mogą się czuć oszukani, a nikt tego nie lubi. Jednak uważam, że kara dla Armstronga jest przesadzona. Zrobili z niego wzór. Wiedział co robi, jakie mogą być tego konsekwencje, ale dożywotnia dyskwalifikacja to zbyt dużo (przy czym inni dostali małe dyskwalifikacje za takie samo zachowanie). Wszyscy się od niego odwrócili, zrobili z niego kozła ofiarnego. Szkoda mi go, że wpadł trochę we własne sidła. Po drugie myślę, że był dobrym sportowcem pomimo dopingu. Musiał przecież trenować, pokazał (bezwzględnego) ducha walki. Uczył też ludzi jak wygrywać z chorobą i stać się silnym człowiekiem, dał im nadzieję i wiarę na walkę.

Nie potępiam Lance'a Armstronga.





23.06.2013

"swój"

Zazdroszczę Wybrankowi mego serca tego, że ma takich fajnych "teściów". Bardzo go lubią, zawsze dostanie jakieś piwko z wyjazdu, Tata od niego sępi fajki, w domu sobie sam wszystko weźmie - nie krępuje się, pamiętają o nim jeśli zdarzają się jakieś prezentowe okazje (nawet na dzień dziecka), Mama zawsze się pyta o niego jak z nią rozmawiam przez telefon (jeszcze nie było takiej rozmowy, żeby się nie zapytała), a ostatnio nawet powiedziała, że go kocha! Wczoraj też okazali mu ogromne zaufanie, bo dostał Chochlika, żeby po weselu mógł jechać do domu, a jest świeżym kierowcą. Po prostu jest "swój".
Ja mogę liczyć tylko na akceptację jego dziadków, których uwielbiam. Niestety w innym przypadku nawet nie mogę oczekiwać odpowiedzi na dzień dobry.

Chciałabym wziąć Ciocię Terenię i objąć mocno, aby siłą przytulenia odgonić jej smutek.

18.06.2013

wtedy tak, proszę bardzo

Potępiam samobójców. Są tchórzami, uciekają tam skąd nie ma powrotu, są pieprzonymi egoistami nie zważającymi uwagi na innych. Wybierają najprostsze rozwiązanie, bo zabić może się każdy głupi. A jak mnie doprowadza do szału jak ktoś mówi, że samobójcy są odważni! Jaka odwaga?! Odwagę trzeba mieć by żyć, a nie zawisnąć na stryczku. Życie potrafi dać w kość, ale jest piękne. Po co z tego rezygnować?

Jednak, gdy ktoś wie o swojej niedalekiej śmierci? Jest chory czy coś. Zostało niewiele czasu. W cierpieniu, bólu, mękach. Rodzina i najbliżsi są świadomi i gotowi na śmierć (nie, na to nigdy nie jest się gotowym). Czy w takim przypadku nie lepiej by było chociaż trochę przejąć kontrolę nad swoim życiem i wybrać miejsce (swoje ulubione) i sposób w jaki Śmierć po nas przyjdzie? Czy w takim przypadku nie lepiej pozwolić sobie umrzeć na własnych warunkach? Wtedy tak, proszę bardzo.

Polecam film pt: "Trzecia gwiazda".

16.06.2013

pozdrowienia dla Wujka

Wczoraj był pogrzeb. Dobrze, że odbyło się to przed niedzielą, bo bardzo wierzę w to, że jeśli ktoś leży martwy przez niedzielę to po kogoś jeszcze przyjdzie. 
Byłam silna do pewnego momentu. Ścisło mnie za serce, gdy usłyszałam intencje mszy od Babci Z.: "dla kochanego szwagra Stasia". Jednak najbardziej się wzruszyłam, gdy właściciel zakładu pogrzebowego powiedział kilka słów na koniec. Piękne pożegnanie.
Nie lubię kondolencji, nie wiadomo co wtedy powiedzieć, jak się zachować. Jednak nie wyobrażałam sobie nie podejść do Cioci Tereni, Paulinki i Andrzejka. Po prostu podejść i ich przytulić. Okazać przez te kilka sekund troszkę ciepła i wsparcia. Jakiś chłopiec przede mną powiedział: "Proszę nie płakać", a Ciocia na to, że się postara, a Wujek jej na pewno w tym pomoże. A ja wierzę, że pomoże też ogarnąć rachunki, zakupy i to wszystko czym się zajmował. 
Smutno zrobiło mi się, gdy ktoś Ciocię prosił o odwiedziny, a ona na to, że przecież nie ma prawa jazdy. Taki mi to utkwiło, że dzisiaj zadzwoniłam do niej, że jeśli będzie tylko chciała gdzieś jechać to jestem do jej dyspozycji. A moja rozmowa z nią wyglądała tak:

"-Ciociu, jakbyś chciała gdzieś jechać to ja Cię zawsze mogę gdzieś podwieźć (..) W razie czego jestem do Twojej dyspozycji.
-Dziękuję Ci bardzo
(w skróconej wersji, bo Ciocia na jednym dziękuje nie skończyła). Właśnie jesteśmy na cmentarzu, u Wujka.
-O. To go pozdrówcie.
-Paulinko, pozdrów Tatę (..).
"


I te dwa ostatnie zdania rozświetliły mrok.

15.06.2013

† wujek Stasiu

Po raz kolejny Śmierć przyszła całkowicie nieoczekiwana. Po raz kolejny Śmierć przyszła po kogoś mi bliskiego.

2 dni temu podczas koronografii odszedł wujek Stasiu od Cioci Tereni. Wujek, który stale był obecny w moim życiu. Święta razem, imieniny razem, grill razem. I w głowie znowu te zdania, powtarzające się w kółko.
"Kto będzie teraz rozmawiał o polityce?"
"Kto mi powie gdzie co najlepiej kupić?"
"Jak Ciocia Terenia będzie sobie robić sama zakupy?"

I zdanie, które powiedział Wybranek mego serca: "Jak to Twoja Ciocia zostanie tak sama? Przecież oni byli tacy fajni razem."

Bardzo płakałam, ale Mama mnie uspokoiła mówiąc, że nie powinniśmy płakać, żeby wujkowi nie było ciężko.

12.06.2013

być po prostu fer

Czasem życie dziwnie się toczy, ale trzeba wziąć go za mordę! (Grzyb, to też do Ciebie)

Jest mi głupio...
Nie utrzymuję z nimi kontaktu, co się nie zmieniło w czasie różnych skomplikowanych wydarzeń, bo było tak od dłuższego czasu i w sumie trochę dziwnie, ale czemu gdzieś w środku mam jakiś uraz i żal? Może dlatego, że Babcia D. kocha ich bardziej niż mnie? Wystarczy jedno spotkanie na jakieś 3-4 lata i jest "och, ach", a mnie widuje co tydzień i tego nie ma. To powoduje, że czuję się niedoceniona i mniej ważna, mimo stałej obecności. Trochę ich życie powywijało się na zakrętach i wpadło na moją ścieżkę, powodując gdzieś gorycz niedostatku. Ale czemu mam ich obwiniać za głupotę Babci i ich ojca? Ojca który się do nich nie odzywa, nie pamięta o nich (nawet w urodziny), ojca, który już nie jest ojcem. Współczuję P. i strasznie jest mi przykro. Normalnie jak o tym myślę to chcę mi się płakać. Ślub to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu, a jej "ojciec" ma to kompletnie w dupie i nawet nie potwierdził swojego przybycia. A co z błogosławieństwem? Z doprowadzeniem do ołtarza? Z po prostu byciem? Mam ochotę strzelić mu w mordę. Współczuję P., bo to ogromnie trudna sytuacja. Współczuję P. i M., że mimo powinności bycia najważniejszymi są odrzucone jako zbędny element. 

(Ale bym zrobiła haje mojemu Tacie, gdyby tak się zachowywał!)
A gdzie ja w tym wszystkim? Ja chcę być od teraz fer, mimo moich wcześniejszych "ale". Chcę brać przykład z mojej Mamy, która jako jedyna w tym wszystkim potrafi się zachować. Potrafi zadzwonić jako chrzestna z pytaniem o błogosławieństwo. Potrafiła jako jedyna z całej pieprzonej rodziny zadzwonić do P. i zapytać jak się czuje i czy wszystko w porządku, gdy miała wypadek na Słowacji. Mój idol. A ja? Chcę być w porządku, bo one niczym mi nie zawiniły i po prostu są moimi kuzynkami. Nie obawiać się zawistnego wzroku innych gości, być, bawić i traktować to normalnie, z uśmiechem i serdecznością, bez jakichkolwiek obaw. 

Coś czuję, że w głębi duszy dojrzałam.

11.06.2013

chcę do domu

Czasem ma się czegoś przesyt i może wkurzać jedno miejsce. Ja mam dość siedzenia w Gliwicach. Po pierwsze chciałabym już skończyć ten semestr, po drugie mam dość patrzenia na przemiłe mordki z mojego roku, po trzecie wkurza mnie to siedzenie w mieszkaniu, bo gdzie człowiek wyjdzie jak non stop pada. Z drugiej strony tęsknię za domem, gdzie zawsze mogę pojechać na wieś i się powkurzać na moje kochane Babcie. Tęsknie za Mamą, tęsknie za Grzybem, tęsknie za nicnierobieniem i nie martwieniem się co tu jeszcze trzeba zdać. Chciałabym już iść do fryzjera (ta wizyta zawsze dobrze mi robi), iść na koronę (jeśli będą robić i  mnie zaproszą), iść na wesele (co miejmy nadzieje będzie świetnym zakończeniem tego semestru). Planuję, ale nie wiadomo co z tego wyjdzie, pojeździć też z tatą na rowerze i chodzić na basen. Brakuje mi basenu. Nigdy tu nie ma czasy na basen. No i pierwszy raz w życiu wybranek mojego serca będzie woził mi dupkę. 
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie z planem i za tydzień w czwartek będę już siedzieć w domu przez następne 3 miesiące. Pewnie zaraz mi się znudzi to siedzenie, ale tak już jest, że nie można być za długo w jednym miejscu.

10.06.2013

całe piekło z Ciebie wali

Czasem do głowy wchodzą mi zdania, które tak łatwo nie wychodzą.
"Jak się masz?" [z akcentem na sz]
"Zaraz będzie ciemno"
"Ładną ma pani cipkę, pani Basiu"
"Całe piekło z Ciebie wali" - to jest ostatnio na tapecie 
One nie tylko krążą mi po głowie, ale chodzę i je powtarzam. Na głos, cały czas, bez przerwy.

Oglądałam genialny, francuski film pt: "Zamieszkajmy razem". Uśmiałam się co niemiara, a na dodatek było kilka znakomitych scen o sile przyjaźni, życiu i śmierci. Mam ochotę obejrzeć go jeszcze raz. Dla mnie jest świetny, bo mało razy zdarza się mi chęć replay'u. POLECAM !

Namiastka filmu:

\
 

7.06.2013

weno nie opuszczaj mnie jeszcze przez 2 tygodnie

Sesja już bliziutko... Mam opracowaną strategię i chcę spiąć dupkę, żeby wszystko wyszło jak najlepiej tzn. do wesela wszystko pozamykać. Jednak strategia już się trochę posypała przez prof. Zozola, bo studenci go gówno obchodzą. Pomimo jego zawirowań nie zepsuł tego doszczętnie i dalej trzymam się planu.

Wybrankowi mego serca zdechł laptop. Na amen. A ja mam wyrzuty sumienia korzystając z mojego, bo on nie może sobie czegoś pooglądać, pograć, posprawdzać i co tam jeszcze. Oczywiście korzysta z mojego laptopa, ale jak ja korzystam, a on nie, to mi głupio. Dziwne, co nie? Sama tego nie rozumiem. Dla usprawiedliwienia zrobiłam wczoraj pół referatu o witaminie B12, napisałam notatkę na egzamin ustny z angielskiego, napisałam sprawozdanie, a zostały mi tylko wnioski. Miałam wczoraj wenę do pisania jak nigdy. I ją wykorzystałam, z czego bardzo się cieszę. 


4.06.2013

obojętność rodzi obojętność?

Czasami jestem zimną suką. Jest to mój system obronny. Ale skoro łzy, które są wołaniem "jestem tu, jest mi źle, zrób coś z tym" są dla Ciebie obojętne to jak mogę iść w Twoim kierunku z otwartymi ramionami? To, że chcę dla Ciebie jak najlepiej, żeby wszystko wyszło dobrze, że myślę i rozwiązuję Twoje problemy, że po prostu jesteś mój i chcę, żeby wszystko było w porządku jest dla Ciebie niczym - boli. Podaję Ci pomocną dłoń, a Ty tak po prostu bez żadnego wytłumaczenia ją odrzucasz. I nie tylko moją, bo za moją dłonią stoi jeszcze jedna. Odtrącasz je, mimo że jesteś dla nich ważny i możesz w dużej mierze na nie liczyć. A wiesz dobrze, że jak powstanie wokół mnie mur to nawet Ty się przez niego nie przebijesz. I wtedy jest naprawdę źle. A pieprzoną dumę sobie schowaj w kieszeń i szanuj to, że ktoś jest i chce Ci pomóc.

2.06.2013

Dzień Dziecka / urodziny

Moja Mama przez całe moje życie, czyli 21 lat nigdy nie kupiła mi jajka niespodzianki. Nigdy. Żadnego. Dla małego dziecka to musiało być wstrząsające, bo do tej pory to pamiętam, a ostatnio jej to wypomniałam. Hihy, śmiechy, ale jakie było moje zaskoczenie, gdy w paczce na dzień dziecka zobaczyłam jajko niespodziankę. No po prostu taki "banan" na twarzy, tak zacieszałam. Uśmiech nie schodził mi z twarzy z 10 minut. Jak o tym myślę to dalej się uśmiecham. Chyba najbardziej udany prezent. Już nie mogę powiedzieć, że nigdy nie dostałam jajka niespodzianki. Wielkie love dla Mamy. No i Tacie też, ale wiem, że to Mama wymyślała. I za to też, że wybranek mego serca też coś dostał, że o nim myślą, pamiętają i traktują jak swojego. 

Prezent dla mnie ode mnie się udał, bo byliśmy na piachach. Na szczęście pogoda przez kilka godzin postanowiła sobie odpocząć od deszczu i nie pokrzyżowała nam planów. Lubię to miejsce, było spoko. 

Dostałam od JakuBa i Mutika szyszkę, którą przywieźli mi ze swojej wyprawy "autostopem do oceanu". Całkowicie zapomniałam o prośbie, żeby mi coś przywieźli i o tym, że JakuB mówił, że coś dla mnie mają. Tak to już jest, gdy mija 8 miesięcy. Warto było czekać, bo jak to Mutik określił szyszka to "szmata jak dwie pięści". Na prawdę jest wielka.

Jak do tej pory miałam udany weekend, odpoczęłam i nabrałam siły na sesję.