1.10.2013

ble. ble. ble.

Przedostatni dzień września był dopełnieniem całego paskudnego miesiąca przepełnionego nerwami i smutkiem. Bardzo, bardzo kiepski humor. Jakoś się trzymałam przez kilka tygodni, ale w niedzielę upadłam. 

Z drugiej strony nie mogę powiedzieć, że wszystko było do bani. Znalazłam polski raj, spędziłam całkiem przyjemnie dni mego jakże nierozwijającego, bez perspektyw miasta, odbyłam praktyki. Spacerki po lesie na ulubionym grzybobraniu, grałam w tabu, po raz pierwszy jadłam przepyszną jajecznicę z rydzami. 
Jak zawsze radość z małych rzeczy.

Październik będzie lepszy. Na początek kupiłam sobie wiśniowe gumiaczki, a to dobry znak. 
A z resztą już jutro zaczynają się zajęcia i wszystko wróci do normy.


Przedstawiam Tadzika Bąbla, który nigdy nie będzie mój...
bo kot musi chodzić swoimi ścieżkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz