24.06.2014

Nie ma noszenia telewizorów

Długi weekend spędziłam bardzo pozytywnie. Grill u braci R., chillout na hamaku u Bol i pogaduszki w Opoce.

Na dodatek uratowałam małego zajączka (przynajmniej w moim mniemaniu). Wyczaiłam go jako kulkę na chodniku, której podniosły się uszka. Najpierw chciałam go tylko pooglądać, ale jak zaczął biec w stronę drogi to postanowiłam go przeprowadzić. Nie pozwoliłam mu przejść jak coś jechało, tylko po wolnej drodze. Gdy zatrzymał się koło za dużego krawężnika na swoje łapki, to chciałam go podsadzić. Jednak ze strachu sam sobie radę dał. Poszedł w łąki, a mi zostało tylko życzyć mu powodzenia.

Zrezygnowałam z poprawy farmaceutycznej (co prawda nauczyłam się, ale..). Pytania nie były trudne, jednak nie żałuję. Było, minęło, już po filipku. Jeszcze tylko moje "ukochane" MB... 

I do domu. I do Krk, do Grzyba.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz