21.07.2014

Zabaw się w chowanego!

Weekend z ziomeczkami w Skale, w liczbie 14 osób. Jak co roku wyjazd udany. Można tam odpocząć nie myśląc o niczym i nikim. Cisza, spokój, grillek, piękna pogoda, przyjaciele, leżing na trawce przez cały dzień. W dodatku ciepła woda i xbox. Darię jak zawsze nie kopło, a zabawa w chowanego była genialna. Tyle sprawiło mi to radości, a na dodatek uśmiałam się co niemiara. I szczerze przyznam, że wypoczęłam.

Dzięki, lubię Was.

Dostałam spóźniony prezent na urodziny. Cieszę się, bo mogę teraz słuchać w samochodziku również muzyczki takiej jak chcę, a nie tylko radia. (DZIĘKI!)
Wybranek mego serca też dostał prezent. Ze względu na fascynacje regio piwami, dostał ich 15, a dodatkowo jeszcze 6 szklanek. Zajebisty prezent. Z resztą nie mogłoby być inaczej, bo sama to organizowałam. Skromność nie wchodzi w grę, gdy wiem że jestem w czymś dobra. A w świetnych pomysłach jestem.

 
Świat jest piękny!


16.07.2014

Oszczędzaj słowa

Zmarła Ciotka Danka. 
Śmierć się na nią wyczekała. Uciekła jej spod kosy kilka razy, jednak kolejny raz nie dała rady. Zapamiętam ją jak mówiła o przyszłym ślubie syna. Była wtedy taka zadowolona.  
________________________________________________________________________________________


Śmierć Babci Z. nauczyła mnie również tego, że warto być oszczędnym w słowa i uważać na to co się mówi. Czasem można tego gorzko pożałować.

Słowa do niczego nie prowadzą. Nic nie wnoszą i nic nie dają. 
Za dużo ich wypowiedziałam. Gorzkich, bolesnych, raniących. Już nie ma odwrotu. Minęły się ze Śmiercią, a ona wyprzedziła mnie. Chciałabym, aby Wszechświat nigdy ich nie usłyszał. I chciałabym inaczej niż mówiłam. Już nic nie można poradzić. Niestety złość przesłania rozum. 

Odczułam jej ogromny brak. Przez co? Nie mogę jej powiedzieć ile uzbierałam jagód. A wiem, że byłaby taka dumna i zadowolona.

10.07.2014

W obliczu Śmierci człowiek zostaje sam.

I to nieważne czy się umiera, czy umiera komuś ktoś. Zawsze człowiek zostaje sam. 
Śmierć jest potężna i władcza, nie ma co. 

Minęło 10 dni. 
Myśli kotłują się coraz bardziej. Coraz więcej.
Dalej nie mogę w to uwierzyć.
Jakby była, tylko chwilowo wyjechała. A przecież ona nigdy nie wyjeżdżała.
Jakby miała się jeszcze pojawić. 

Czasem była taka wkurzająca! Nawet ostatnio powiedziała mi: "ale masz brzydką tą sukienkę, dałabym Ci z 200 zł żebyś kupiła sobie ładniejszą". Taka byłam zła, a to było takie jej i teraz się z tego śmieję. 
Ale przecież każdy ma wady (a każda wada jest także zaletą, a zaleta wadą). Ostatnio szczególnie nie mogłyśmy się dogadać. Choroba i ból przesłonił wszystko to co dobre.

Była dobrym człowiekiem. I niektóre jej cechy są godne naśladowania. Nigdy nie była chytra. Zawsze było: "a weź se". Jak ktoś o coś ją poprosił to zawsze dała. Czasem aż do przesady, nie szanując własnej pracy. A pracowita była. Z tego co wiem całe życie zapieprzała. Nawet przy budowie domu na równo z mężczyznami. A dziadek? Nawet palcem nie kiwnął. 
Opowiadać też umiała, szczególnie doprowadzając ludzi do łez śmiechu. I mimo, że nie miała lekkiego życia, była uśmiechnięta i miła dla innych. I "skarbieńku", i "serduszko". I też czasem ta dobroć powodowała, że dawała się wykorzystywać. 
I mimo, że nie miała lekkiego życia (ciężka praca, mieszkali w 6 osób w jednej izbie, patrzyła na marne życie swojego syna, który umarł przedwcześnie, a na koniec jeszcze się wycierpiała i amputowali jej nogę) była wesoła. Co prawda ostatnio już się tak nie uśmiechała, bo wszystko leciało w dół, ale zawsze była pogodna.
Nie zapomnę chwil jak razem, w trzy (ja, Mamuśka i Babcia Z.) śmiałyśmy się chuj wie z czego, ale szczerze, prosto z serca.  Np. jak poszłyśmy po ogórki na pole i tak zaczęło lać, że nie zostało na nas suchej nitki, a my stałyśmy pod modrzewiami i śmiałyśmy się jak głupie. 

Tyle wspomnień. Wszystkie chce się zapamiętać. Wszystkie chce się wspomnieć w jednej chwili. Zatrzymać ją jak najdłużej przy sobie. 

Zostały mi po niej tylko kości. 


7.07.2014

zgasła.

Moje relacje z Babcią Z. były ostatnimi czasy bardzo napięte. I ja i ona bardzo szybko się na siebie denerwowałyśmy. Ale wiem, że ani ja nie chciałam źle, ani ona. 
Kochałam ją i wiem, że ona kochała mnie. 

Nie wiem jakim słowem opisać to co czuje. Żal? Nie. Wyrzuty? Też nie. Świadomość, że mogło być inaczej? Nie mam pojęcia.
Ale wiem, że mogłam nie pędzić, nie lecieć. Zauważyć w niej "stara” Babcie Z., człowieka. Zwyczajnie posiedzieć. A ja jak na szpilkach. To poleciałam do S., a to jak najszybciej wyjść, a to przywiozłam rosół i nawet nie poczekałam jak zje. 
 
Lecz pożegnałam się z nią. Tak strasznie się tego obawiałam (bo nie chciałam zapamiętać jej martwej), ale sama tego chciała. Przyszła i powiedziała, że nie ma się czego bać. Chyba też chciała się pożegnać. I dałam jej jeszcze kości, żeby jej się nie nudziło (zostawiłam sobie jej, a dałam jej moje). Wyglądała jakby spała.

Chcę pamiętać tylko dobre chwile. I takie pielęgnuje teraz w swojej głowie. Jak mnie wyciągła na kości nie dawno, jak opowiadała o starej gospodyni, jak chodziłyśmy na jagody, a już najbardziej kojarzy mi się jak na targu w Wolbromiu sprzedawała obwarzanki. I w brązowej marynarce.

Zawsze ją uwielbiałam. I teraz też to wszystko wynikało z tego, że chciałam dla niej jak najlepiej.
Bo wiedziałam, że Śmierć po nią przyjdzie. I walczyłam.
Ona też wiedziała. Tylko nie walczyła.
A może już się nie dało walczyć i ona to czuła?

Za późno zrozumiałam, że Śmierć jest blisko. Nic już nie mogłam zrobić. Postanowienie o odwiedzinach bez jej i moich nerwów zapadło wtedy, gdy ona już nie żyła, a ja o tym nie wiedziałam. 

Czarownictwo wcale nie jest takie dobre jak mi się zawsze wydawało.

Pamiętam jak dziś powiedziałam kuzynce, że Babcia nie przeżyje roku od amputacji. Minęły 3 miesiące. Skąd mogłam to wiedzieć? A od poniedziałkowych słów lekarza: "Jest do dupy" przekazanych przez Mamę myślałam o tym jak to będzie, gdy jej nie będzie. Nawet pomyślałam o testamencie, o tym jak można przyjechać do Ż. bez odwiedzenia jej, postanowienie o spokojnych odwiedzinach i innych, których już nawet nie pamiętam. 

Wiedziałam, bo Wszechświat zagiął się od ruszenia kosą Śmierci. 
Myślałam, że mam jeszcze chwilę. Myliłam się. I dostałam potężną lekcję.

ZAWSZE ZACHOWUJ SIĘ TAK JAKBYŚ MIAŁ WIDZIEĆ KOGOŚ OSTATNI RAZ

2.07.2014

Babcia Z. [14.10.1946 - 1.07.2014]

We wtorkowy ranek zmarła Babcia Z. 

Nie ogarniam tego. 
Nie dociera to do mnie.

Nie potrafię zebrać myśli. 
Nie potrafię znaleźć sobie miejsca.
Nie płaczę. 

Chcę płakać. 
Nie potrafię.

Pożegnam się z nią. 
Chcę zobaczyć ją jeszcze raz.

Kubuś został sam. 
Mówiła, że nie będzie długo żyła jak on zdechnie.
A on ją przeżył.

Nie zagramy już w kości.
Wzięłam kości.

Chcę pamiętać "starą" Babcię Z.
Opaloną, w brązowej marynarce. 
Pociskającą głupoty, uśmiechniętą.

Będzie się przykrzyć.
Mi.
Wszystkim.

Będę tęsknić.

Kocham Cię.