Śmierć jest potężna i władcza, nie ma co.
Minęło 10 dni.
Myśli kotłują się coraz bardziej. Coraz więcej.
Dalej nie mogę w to uwierzyć.
Jakby była, tylko chwilowo wyjechała. A przecież ona nigdy nie wyjeżdżała.
Jakby miała się jeszcze pojawić.
Czasem była taka wkurzająca! Nawet ostatnio powiedziała mi: "ale masz brzydką tą sukienkę, dałabym Ci z 200 zł żebyś kupiła sobie ładniejszą". Taka byłam zła, a to było takie jej i teraz się z tego śmieję.
Ale przecież każdy ma wady (a każda wada jest także zaletą, a zaleta wadą). Ostatnio szczególnie nie mogłyśmy się dogadać. Choroba i ból przesłonił wszystko to co dobre.
Była dobrym człowiekiem. I niektóre jej cechy są godne naśladowania. Nigdy nie była chytra. Zawsze było: "a weź se". Jak ktoś o coś ją poprosił to zawsze dała. Czasem aż do przesady, nie szanując własnej pracy. A pracowita była. Z tego co wiem całe życie zapieprzała. Nawet przy budowie domu na równo z mężczyznami. A dziadek? Nawet palcem nie kiwnął.
Opowiadać też umiała, szczególnie doprowadzając ludzi do łez śmiechu. I mimo, że nie miała lekkiego życia, była uśmiechnięta i miła dla innych. I "skarbieńku", i "serduszko". I też czasem ta dobroć powodowała, że dawała się wykorzystywać.
I mimo, że nie miała lekkiego życia (ciężka praca, mieszkali w 6 osób w jednej izbie, patrzyła na marne życie swojego syna, który umarł przedwcześnie, a na koniec jeszcze się wycierpiała i amputowali jej nogę) była wesoła. Co prawda ostatnio już się tak nie uśmiechała, bo wszystko leciało w dół, ale zawsze była pogodna.
Nie zapomnę chwil jak razem, w trzy (ja, Mamuśka i Babcia Z.) śmiałyśmy się chuj wie z czego, ale szczerze, prosto z serca. Np. jak poszłyśmy po ogórki na pole i tak zaczęło lać, że nie zostało na nas suchej nitki, a my stałyśmy pod modrzewiami i śmiałyśmy się jak głupie.
Tyle wspomnień. Wszystkie chce się zapamiętać. Wszystkie chce się wspomnieć w jednej chwili. Zatrzymać ją jak najdłużej przy sobie.
Zostały mi po niej tylko kości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz