27.09.2014

MIASTO 44

24 godziny od seansu myślałam o tym filmie, a to powoduje, że muszę o nim napisać.

 
Tak, jest to film fabularny. Nie historyczny (chociaż tego nie mam prawa oceniać, bo moja wiedza historyczna jest, niestety, znikoma). Nie rozumiem za to sporów nad filmem: czy powstanie miało sens czy nie miało. Czy powstańcy to bohaterowie, czy raczej niszczyciele Warszawy? Czy jak, po co, dlaczego. Ludzie, serio? Jest to kwestia opinii na ten temat, a nie kinematograficzne zadanie, aby mówić co było dobre lub nie.

Jeśli chodzi o aspekt historyczny nie mogę się na ten temat wypowiadać. Przed seansem i teraz po, wiem że powstanie odbyło się w Warszawie, zaczęło o godzinie 17:00 dnia 1 sierpnia 1944r., trwało 64 dni. I to, że teraz w stolicy jest ogrom tablic, gdzie i ile ludzi zginęło. Wstyd się przyznać, ale to wszystko. Dlatego film nie był dla mnie dokumentem historycznym, a co się okazało, multumem emocji wydzierających się z ekranu.

Film przede wszystkim nie owijał w bawełnę, nie bał się krwi i brutalności. Nie bał się realności. Podobało mi się połączenie nowoczesności kina z historycznym tłem. Ciekawie się to komponowało. No, oprócz kiczowatej sceny pocałunku, chociaż i tak widzę jej głębszy sens.
I tak jak mówiłam pełno emocji. Film zaczyna się nadzieją, swawolą, beztroską, entuzjazmem, poprzez ból, stratę, niewiadomą, samotność, szukanie bliskości, heroiczną odwagę, miłość, zazdrość, chęć zemsty, rezygnację, zwątpienie, wyrzeczenie się ideałów i w końcu ratowanie własnego życia.
To wszystko tak łatwo nie dało o sobie zapomnieć.

Podobały mi się ujęcie takich detali historycznych jak żywe tarcze, wybuchające czołgi, kanały, udział małych powstańców.

Świetnie przestawieni Niemcy.

[spoiler!] Końcówka genialna, gdy płonąca Warszawa zamienia się w tą obecną.

To nie jest romans. Nawet nie kończy się dobrze.

W każdym razie polecam. Aby wyrobić sobie własne zdanie. 

1 komentarz: