22.12.2012
Parszywy dzień. Wrzask. Wrzask. Wrzask. Brak szacunku.
Wrzask. Wrzask. Wrzask. Smutek. Wrzask. Wrzask. Wrzask. Płacz. Wrzask. Wrzask…
I dywany nie wytrzepane, a choinka nie ubrana.
Jak można wytrzymać to całe życie? Może nie całe, ale z 25
lat to na pewno. Ona jest wielka <3
A ja? Taka sama? Boże, daj mi siłę, aby lepszym człowiekiem.
Ale Mamie się nic nie stało. I „Hobbit” za 3 dni.
23.12.2012
Miało być lepiej jak się prześpię. Nie jest. Wiem, dlaczego.
Mój smutek oszalał. Dawno go nie było a teraz wali pytaniami po głowie. Jestem
taka sama? Tak samo ranię wszystkich w koło? Czy ranię też Jego? Jego
cudownego, najwspanialszego, szukać ze świeczką takiego, mojego, który tak
bardzo mnie kocha. Sam kiedyś tak
powiedział… Czemu to robię? Co mi się wtedy dzieję, że nie zważam uwagi na to,
co robię? Na to, że ranię?
Czy mam szansę wynieść stąd jakieś wartości, o które tak trudno w świecie, patrząc cały czas od dzieciństwa na brak szacunku, brak miłości, na nie usłyszenie nigdy w tym domu „przepraszam”, „kocham cię” i wiele innych magicznych słów? Czy jestem, chociaż trochę dobrym człowiekiem? Czy chociaż trochę moja najwspanialsza Mama wlała we mnie jej dobroci? Jej pięknej, bezinteresownej miłości? Jak mogę jej za to podziękować?
Czy mam szansę wynieść stąd jakieś wartości, o które tak trudno w świecie, patrząc cały czas od dzieciństwa na brak szacunku, brak miłości, na nie usłyszenie nigdy w tym domu „przepraszam”, „kocham cię” i wiele innych magicznych słów? Czy jestem, chociaż trochę dobrym człowiekiem? Czy chociaż trochę moja najwspanialsza Mama wlała we mnie jej dobroci? Jej pięknej, bezinteresownej miłości? Jak mogę jej za to podziękować?
Mam 20 lat i jeszcze wiele muszę się nauczyć.
Ale choinka jest najpiękniejsza od lat, bo żyje. I Hobbit za
2 dni. I są oni: Piotr i Mama. Mama i Piotr.
25.12.2012 (2:18)
Postanowiłam się dzisiaj nie denerwować. I myślę, że się
udało, bo zdenerwowałam się tylko tym jak Babcia D. widziała najgorsze w
pewnych ludziach i zawistnie to opowiadała.
Byłam na pasterce (4 dzień w roku kiedy jestem w kościele,
nie wliczając mszy okazjonalnych jak ślub, chrzest, pogrzeb etc.). Orkiestra
dęta pod batutą tego błazna w trakcie mszy rozkładała mnie na łopatki. Nie
trzymało się do kupy ani dupy, ale po mszy na dworze dali czadu.
Fajnie było dać grzybka Grzybowi. Fajnie było spotkać
Marcina. Fajnie było zamienić z nim kilka słów.
A już najfajniej było jak Kubuś, 14-letni pryk tak się wiercił na łóżku,
że się majgnął i zleciał. Doprowadziło mnie to do szczerego śmiechu. Poczciwy
stary Kubuś.
A dzisiaj już „Hobbit”. I On, bo tęsknię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz