20.10.2015

[152]

Wszystko wróciło do normy, złe i smutne odeszło w siną dal. A najważniejsze jest to, że wróciła radość z małych rzeczy!
Pięknie świeci słońce, świat mieni się kolorami tęczy, rzepak cudownie rośnie, uśmiech pani, która właśnie skończyła półmaraton, każdy ranek obok Wybranka mojego serca, każdy telefon od Mamy, Taty "jedź powoli", spacery, las i wszystko to co mnie otacza.

Każdy chyba przechodzi od czasu do czasu kiepskie momenty. Mój moment trwał ostatnio trochę długo, a to dlatego, że egzystencjalne pytania wywołują u mnie atak najprawdziwszej paniki (dalej tak jest, ale się nie daje). A je wywołuje natomiast "nic nie robienie". Obijałam się przez całe wakacje i wprowadziło mnie to w tak przejmująco-żałosny stan. Nie pierwszy raz taki bezproduktywny czas doprowadza mnie do takiego stanu. Taki sam był semestr inżynierski, zbyt duża ilość wolnego czasu i trach! - kiepski humor. Wniosek nasuwa się sam - muszę coś robić. Inaczej umrę w czeluściach beznadzieii.

I tak nowy rok akademicki zaczynam intensywnie: studia (w sobie same), magisterka, praca i wolontariat. Razem to wszystko trzeba pogodzić i już. Nie ma czasu na beznadzieję.