28.06.2014

nic nieznaczące łzy

Raczej nie jestem osobą, która lubi pokazywać swoje łzy. Zawsze staram się schować, uciec od obcych oczów, powstrzymać. Nawet w obliczu Śmierci.
Jednak czasem jest tak, że nie da się tego zahamować. Potoki łez płyną i jak te górskie, są nie do zatrzymania. Smutek wylewa się przez okna na świat. Ironia. Z jednej strony dzięki nim można dostrzec każdy szczegół piękna, z drugiej żal zastawia te wszystkie cuda. I wtedy, gdy nie da się już nic zobaczyć przez ten żal, potrzebuję kogoś bliskiego.
Jednak moje łzy nic nie znaczą. Nie znaczą nic dla osoby, która mówi, że kocha, że jestem najważniejsza. I tu rodzi sie pytanie: "czy aby na pewno?". Jak można przejść obojętnie obok ukochanej, gdy jej smutek wydziera się na świat? Szarpie, drze, napiera i jest jak woda uwolniona spod zapory. I nie da się tego zatrzymać, bo w Tobie nie mam żadnej podpory.
Moje łzy nic nie znaczą. Dla Ciebie. I nigdy się to nie zmieni.

26.06.2014

[113]

Sytuacja z zającem przypomniała mi o tej z jeżem.
Kiedyś wracałam z Mamą do domu i na drodze siedział sobie jeżyk. Też go uratowałyśmy. Nie chodzi o to, że go zwyczajnie nie przejechałyśmy, bo to żadne uratowanie, ale zatrzymałyśmy się i wyniosłyśmy go z ulicy. Szturchanie miotełką nie pomogło, bo spryciarz zwinął się w kulkę. Pewnie myślał: "Kurde, co jest grane? Ktoś mnie szturcha miotełką". Mama go przeniosła, używając gazety, bo jak wiadomo jeże są cholernie zapchlone.
Kolejne uratowane istnienie. Warto. 
I nigdy tego nie zapomnę, bo to była cudowna chwila z Mamuśką.

Wtorek był fajny. Wybranek mego serca zabrał mnie na regiopiwko do Starego Kufla. Raczej zrobił to dla siebie, bo ja za piwem nie przepadam, a on uwielbia. A regio tym bardziej są dla mojego podniebienia nieznośne. A tu niespodzianka! Celtyckie podbiło moje kubki smakowe! Jest na prawdę pyszne. Nie opiszę tego tak profesjonalnie jak pan Tomasz Kopyra, ale po prostu jest smaczne.
Potem spacerek. Było bardzo przyjemnie.

"Jak wytresować smoka 2" ŚWIETNE! UWIELBIAM.

 
 
 

A MB dalej w kącie...

24.06.2014

Nie ma noszenia telewizorów

Długi weekend spędziłam bardzo pozytywnie. Grill u braci R., chillout na hamaku u Bol i pogaduszki w Opoce.

Na dodatek uratowałam małego zajączka (przynajmniej w moim mniemaniu). Wyczaiłam go jako kulkę na chodniku, której podniosły się uszka. Najpierw chciałam go tylko pooglądać, ale jak zaczął biec w stronę drogi to postanowiłam go przeprowadzić. Nie pozwoliłam mu przejść jak coś jechało, tylko po wolnej drodze. Gdy zatrzymał się koło za dużego krawężnika na swoje łapki, to chciałam go podsadzić. Jednak ze strachu sam sobie radę dał. Poszedł w łąki, a mi zostało tylko życzyć mu powodzenia.

Zrezygnowałam z poprawy farmaceutycznej (co prawda nauczyłam się, ale..). Pytania nie były trudne, jednak nie żałuję. Było, minęło, już po filipku. Jeszcze tylko moje "ukochane" MB... 

I do domu. I do Krk, do Grzyba.


18.06.2014

Little John

Sesja dalej trwa, a ja jestem zadowolona tylko z jej pierwszej części. Pięknie udało mi się zdobyć 5 z chemii związków naturalnych. Jeden minus takie, że do takiej samej oceny końcowej brakło 0,05 pkt. Ale reguły są regułami. BHP na logikę obczaiłam na 4. Niestety drugi tydzień już gorzej się obrazuje. Jestem wściekła, bo nie trafiły mi się pytania na biotechnologii farmaceutycznej (gorsza grupa). Dostałam marne 3 i chyba ryzyk-fizyk pójdę to poprawić. Dla świętego spokoju mojego ducha. Gorzej jak znowu grupa mi się nie trafi. A co do kolejnego egzaminu to szkoda gadać. Przyszłam, zobaczyłam, wyszłam i kolejny termin czeka. Z tego przedmiotu z miłą chęcią przyjmę 3.

Ostatnimi dniami prowadzę wewnętrzne monologi. Jak jestem na kogoś/coś zdenerwowana, tak że aż w środku się gotuje, czyli jestem ostro wkurwiona, myślę co mogłam powiedzieć lub jak zareagować. Szkoda, że brak odwagi albo rozwaga mówiąca 'nie odzywaj się, nie ma sensu' albo w ogóle jeszcze coś, musi mnie później dręczyć w postaci monologów. Kiedyś (w najbliższym czasie?) nabiorę doświadczenia, będę zwycięsko wychodzić z tych gównianych sytuacji i nikt mi w kaszę nie będzie dmuchał.

Babcia Wybranka mojego serca (Pani M.) przypomniała mi ostatnio za co tak bardzo ją lubię. Potrzebowałam zapalić papierosa, a że była jedną z najbardziej przyjaznych osób w towarzystwie i to kiedyś palącą poszłam do niej z prośbą ratunku. Niestety, sama nie miała. Jednak jej dwa razy w takim wypadku nie trzeba powtarzać. Poszła, załatwiła i jeszcze ze mną zapaliła. Uwielbiam ją za takie rzeczy. Dobrze mieć kogoś po swojej stronie.

W rodzinie pojawiło się maleństwo - Little John. Jest przepiękny i taki mięciutki! 

13.06.2014

[110]

Sesja. A tu na dodatek non stop jakieś wesela (ostatnio było jeszcze lepiej niż przedostatnio - wybawiłam się co nie miara!), to teraz komunia. A egzaminy nie chcą czekać. 

Ostatnio media obiegła informacja o ugotowanym w samochodzie 3-letnim dziecku. Stało się, nic na to już nie można poradzić. Chociaż nie wiem jak taki "dobry i kochający" ojciec przez 8 godzin nie pomyślał o swojej latorośli. Wydaje mi się, że dzieci z przyjściem na świat stają się najważniejsze i raczej trudno o nich nie myśleć. Ale nie do tego dążę. Bardziej do tego, że od razu podniosły się głosy, aby reagować na widok dzieci zamkniętych w samochodzie. I tu otwiera mi się nóż w kieszeni. Dlaczego? Bo reagowałam rok temu w podobnej sytuacji. 
Poprzedniego lata wychodząc z marketu w godzinach popołudniowo-wieczornych (18-19), przy temperaturze dnia powyżej 30st. zauważyłam dwójkę dzieci w samochodzie. Oboje w wieku gdzieś 2-4 lata., z tym jedno łażące po całym samochodzie.  Po niedługim zastanowieniu zadzwoniłam na policję (robiąc to pierwszy raz). Policjant odbierający zgłoszenie, nawet nie poprosił danych osobowych, wysłuchał i... to by było na tyle. Między czasie koło samochodu przeszła kobieta z dzieckiem w podobnym wieku mówiąc: "O, zobacz. Kolega sobie siedzi w samochodzie". Po ponad 10-15 minutach zjawili się rodzice od których dostałam zjebę. "Mąż mi tylko pieniądze podawał", a w głowie: "ta przez 10 minut?", że chyba przesadzam, że to nie moja sprawa, co się wtrącam i że pan niby jest policjantem i gówno mu zrobią. Odjechali. Cóż mi było począć? Też odjechałam. Po pół godzinie od telefonu na policję. Nie zjawili się do tego czasu. Dodam, że o tej godzinie odcinek ten pokonuje się w ciągu 5 minut stojąc na czerwonych światłach.
I ja się teraz pytam? Jak człowiek może reagować w takich sytuacjach skoro nie ma wsparcia w odpowiednich służbach, a rodzice (gdzie troszczysz się o ich dzieci) zamiast zachować się z klasą, jeszcze opierdalają? Moja reakcja na krzywdę innych spełzła na niczym. I jak mogę na coś takiego zareagować po raz drugi skoro nie mam odpowiedniej pomocy i jakby nie patrzeć przyzwolenia społecznego? Podnoszą się głosy (i dobrze, bo może ktoś uratuje czyjeś życie), ale rzeczywistość jest całkiem inna.

3.06.2014

[109]

Uwielbiam wesela. Zawsze się wybawię. W końcu po to idę.
W minioną sobotę i niedzielę było świetnie. Wytańcowałam się, pojadłam, popiłam, czyli nic nie zabrakło. Nawet odniosłam rany wojenne. Naprawdę niektórzy powinni uważać na SWOJE obcasy. To boli! Moja stopa odpuchła dopiero wczoraj, ale mam nadzieję, że do wesela się zagoi (czyt. do soboty). Jak się trafia to się trafia. A wracając do zabawy, na koronie było super! Zawsze jak postanowię wlać w siebie więcej głębszy to tak się stanie. Było naprawdę ekstra! I na koronie i na weselu. 


Kocham moją Mamę. 
I chciałabym dla niej jak najlepiej.
Jednak nie mogę zmienić niektórych rzeczy.
Jestem bezradna i zbyt słaba. 
Nienawiść rośnie.