4.09.2015

[150]

Czasami przychodzą do mnie dni, w których nienawidzę swojego życia.
Mocne słowo, mocne uczucie: nienawiść.
I chcę siąść.
Tak, siąść.
I płakać.
Nad jego bezsensownością.
I nad własną bezsilnością.
Nad własną niemocą.

Bo każdego dnia tak bardzo chcę.
Bo każdego dnia sobie obiecuję.
Bo każdego kolejnego dnia nic z tego nie wychodzi.

Jestem w kropce, której granice są dla mnie nie do przejścia.
I tak strasznie jestem bezradna.
Bo nie potrafię.
Cholera jasna, nie potrafię.
Chcę, a nie mogę.
Nie mogę!

Nie wiem jak.
A chcę.
Bardzo.

I to pieprzone pytanie, które za mną łazi i krzyczy: 
„Co dalej? Co, do cholery, będzie dalej?!” 

Skąd to się bierze?
Skąd?

Przecież ja tak bardzo kocham cieszyć się z małych rzeczy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz