24 godziny od seansu myślałam o tym filmie, a to powoduje,
że muszę o nim napisać.
Tak, jest to film fabularny. Nie historyczny (chociaż tego
nie mam prawa oceniać, bo moja wiedza historyczna jest, niestety, znikoma). Nie
rozumiem za to sporów nad filmem: czy powstanie miało sens czy nie
miało. Czy powstańcy to bohaterowie, czy raczej niszczyciele Warszawy? Czy jak,
po co, dlaczego. Ludzie, serio? Jest to kwestia opinii na ten temat, a nie kinematograficzne
zadanie, aby mówić co było dobre lub nie.
Jeśli chodzi o aspekt historyczny nie mogę się na ten temat
wypowiadać. Przed seansem i teraz po, wiem że powstanie odbyło się w
Warszawie, zaczęło o godzinie 17:00 dnia 1 sierpnia 1944r., trwało 64 dni. I
to, że teraz w stolicy jest ogrom tablic, gdzie i ile ludzi zginęło. Wstyd się
przyznać, ale to wszystko. Dlatego film
nie był dla mnie dokumentem historycznym, a co się okazało, multumem emocji
wydzierających się z ekranu.
Film przede wszystkim nie owijał w bawełnę, nie bał się krwi
i brutalności. Nie bał się realności. Podobało
mi się połączenie nowoczesności kina z historycznym tłem. Ciekawie się to
komponowało. No, oprócz kiczowatej sceny pocałunku, chociaż i tak widzę jej głębszy
sens.
I tak jak mówiłam pełno emocji. Film zaczyna się nadzieją, swawolą,
beztroską, entuzjazmem, poprzez ból, stratę, niewiadomą, samotność, szukanie
bliskości, heroiczną odwagę, miłość, zazdrość, chęć zemsty, rezygnację,
zwątpienie, wyrzeczenie się ideałów i w końcu ratowanie własnego życia.
To wszystko tak łatwo nie dało o sobie zapomnieć.
Podobały mi się ujęcie takich detali historycznych jak żywe
tarcze, wybuchające czołgi, kanały, udział małych powstańców.
Świetnie przestawieni Niemcy.
[spoiler!] Końcówka genialna, gdy płonąca Warszawa zamienia
się w tą obecną.
To nie jest romans. Nawet nie
kończy się dobrze.
W każdym razie polecam. Aby wyrobić sobie własne zdanie.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń