11.09.2014

Wakacje pod błyskawicą.

Skończyły mi się już wakacje, a raczej wczasy (bo wakacje trwają dalej, bo zaliczyłam moje ukochane MB). Chociaż i tak trwały nie krótko. Nie było mnie w domu 2,5 tygodnia. Warszawa pokazała mi swoje inne oblicze i na pewno jeszcze wrócę. Szczególnie na kolejkę do paradoksu. 

Potem wyruszyliśmy stopem na Mazury. Najdłużej łapaliśmy właśnie w Warszawie. Zatrzymał się dla nas Ormianin, Sergiej, który od połowy lat 90. XX wieku mieszka w Polsce. Było bardzo sympatycznie, Pan nam nawet kupił po lodzie. Bardzo był to miły gest z jego strony. Dojechaliśmy do Olsztynka, a z Olsztynka do Olsztyna z "babą, która się nigdy nie zatrzyma" i pieskiem. W Olsztynie zrobiliśmy sobie mała przerwę w maku i ruszyliśmy dalej, planowo do Mikołajek. Los jednak rzucił nas do Giżycka, a jak jechaliśmy tak zaczęło lać, tak że żabami rzucało. Kolejny serdeczny człowiek wysadził nas w porcie, blisko jakiegoś dachu nad głową, gdzie jadłam najlepszą sałatkę Cezar. Aż mi ślinka cieknie. A na dodatek facet zadzwonił do znajomego i polecił nam kemping.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Fajna sprawa z tymi Mazurami, jeszcze dla kogoś kto żegluje. Niestety ja nie umiem. Jednak przy kempingu była plaża i można było sobie poleżeć. Ale pogoda była pod psem i już ostatnie 2 dni mi się nudziło. Giżycko ładne, przepyszna ryba, burgery dla Wybranka mego serca, twierdza do zwiedzania. Małe, miłe miasteczko. 

 

Następnym naszym celem było dotarcie nad morze, tak aby po drodze odwiedzić zamek w Malborku. Udało się. Z Wilkasów zabrało nas małżeństwo z pieskiem. Najlepsze jest to że się po nas wrócili, bo za pierwszym razem nie zdążyli się zatrzymać. Wysiedliśmy sobie od nich w nie najlepszym miejscu, bo drogą przejeżdżali ludzie kierujący się na Warszawę, a nie na północ. Tabliczka "za Olsztynek" rozwiązała kłopocik w try migi. Pan podwiózł nas do zajazdu (nadrabiając trochę kilometrów), skąd zabrali nas trzej Panowie AA, którym Wybranek mego serca polecał piwo. Wysadzili nas w tak dobrym miejscu w Elblągu, że tylko machnęłam tabliczką i już jechaliśmy dalej. Dotarliśmy pod sam zamek. Przez 22 lata byłam blisko i się wybierałam, aż w końcu się udało. Zwiedzaliśmy ponad 3 godziny. Piękne miejsce, warte odwiedzania. 

 
 
 
 
 
Później po chwilowej panice udało nam się złapać stopa do Stegny. I tam już zostaliśmy, gdzie później dołączył do nas Matiszek. Zadupie jakich mało, ale było sympatycznie. Pogoda dalej była pod chmurką i trochę wymarzłam. Jednak nie ma to jak morze, które było wyjątkowo czyste, ale wcale nie zaskakująco zimne. 

 
 
 
 
 
 
 
 

Do domu wracaliśmy już pociągiem (z Gdańska). Za późno zorientowaliśmy się na stopa, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Gdańsk przepiękny. Już chcę tam wrócić. Cudowna starówka: kolorowe kamieniczki, przy których tętni życie, pomnik Neptuna prawie nie zauważalny, grajkowie i teatr na ulicy, manufaktura cukierków (porwała mnie swoją magią!). A to wszystko w jedno popołudnie. Tyle musiałam ominąć, więc muszę wrócić. A nawet gdybym nie zobaczyła czegoś nowego, to chcę posiedzieć w pięknym miejscu.

 
 
 
 
 
 
 

A dlaczego "wakacje pod błyskawicą"? Bo czytałam Harry'ego Pottera i często się błyskało.
W każdym razie było cudownie, a my zwiedziliśmy kawał pięknej Polski.

1 komentarz:

  1. Kochana, cudowne te Wasze podróże ! Zazdroszczę bardzo, mimo iż zazdrością się brzydzę :D:D Ale cieszę się, że miałaś tak intensywne wakacje i przede wszystkim, że pokonałaś smoka co się zwie MB :D Ja walczę w poniedziałek ! ( dziękuję za pomoc ! :*) Więc już wiesz kto pisze ;P

    OdpowiedzUsuń